Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
  • Szukaj


     

    Znalazłem 173 takie materiały
    Obowiązek jazdy z włączonymi światłami mijania – UWAGA - tekst pochodzi z jednego z komentarzy serwisu Onet.pl. Autorem jest użytkownik "kaziulek". Polecam przeczytanie całości. 

Zgodnie z zapowiedzią zwolenników jazdy na światłach w ciągu dnia i uruchomionej przez nich kampanii medialnej nakaz jazdy na światłach w dzień miał zredukować liczbę wypadków na polskich drogach o około 20%. Jak jednak było w rzeczywistości? Wystarczy wejść na stronę internetową policja.pl lub http://dadrl.pl i zapoznać się ze statystyką wypadków w Polsce w ostatnich latach. I tak w 2006 r., kiedy nie było nakazu włączania świateł w ciągu dnia, liczba wypadków w naszym kraju wyniosła 46876, natomiast w 2007 r., kiedy nakaz ten zaczął obowiązywać, liczba ta wzrosła o 5,6% i wyniosła 49536. Odnotowano wzrost liczby wypadków, rannych i zabitych pomimo wcześniejszego trendu malejącego. Trudno więc mówić o jakiejkolwiek poprawie bezpieczeństwa, a co dopiero o 20-procentowym spadku liczby wypadków. Wprawdzie liczba samochodów w roku 2007 r. wzrosła, jednak od kilkunastu lat liczba pojazdów nad Wisłą rośnie co roku w podobnym tempie, przy stałym spadku liczby wypadków. Co więcej, w kolejnych latach liczba wypadków zaczęła ponownie spadać, co jest tylko potwierdzeniem faktu, ze trend malejący został zakłócony wprowadzeniem nakazu włączania świateł w dzień, bo przecież inne czynniki mające wpływ na wypadkowość nagle nie zmieniły się o 180 stopni, więc nie mogły spowodować takiej gwałtownej zmiany w 2007 r. Można zaryzykować więc twierdzenie, że gdyby nie włączone światła, to liczba wypadków, rannych i zabitych byłaby teraz sporo niższa (http://dadrl.pl/images/wykres_dadrl.png). 

Wszystko wskazuje więc na to, że pozytywny wpływ używania świateł w ciągu dnia jest mitem. Między innymi dlatego w Austrii na początku 2008 r. zniesiono taki sam nakaz po dwóch latach obowiązywania, a od tego czasu liczba zdarzeń drogowych w tym kraju wyraźnie zmalała. Austriacy zrozumieli, że z dróg nie korzystają jedynie samochody. Są tam również obiekty niewyposażone w światła, takie jak piesi, rowerzyści, czy inne obiekty. W sytuacji obowiązywania nakazu kierowcy przyzwyczaili się do tego, iż wszystko co znajduje się na drodze ma włączone światła i przestali w porę dostrzegać obiekty nieoświetlone. To właśnie piesi i rowerzyści byli grupą, która najbardziej ucierpiała na tym nakazie - liczba wypadków z ich udziałem istotnie wzrosła. Identycznie zresztą sytuacja wygląda w Polsce oraz każdym kraju, który w ostatnim czasie wprowadził podobny nakaz. 

Ponadto zarówno w Austrii, jak i w Polsce odnotowano wzrost liczby wypadków z udziałem motocyklistów. W Polsce liczba ta wzrosła z roku na rok aż o 16,8%, a zabitych motocyklistów o 40% (!), mimo że nie zanotowano gwałtownego wzrostu liczby zarejestrowanych motocykli. Co więcej, fakt ten jest pomijany w oficjalnych publikacjach policji i rządu, w których kładzie się za to nacisk na spadek liczby wypadków w pewnych kategoriach o   0,5%, co ma świadczyć o skuteczności nakazu. A rzeczywistość wygląda tak, że w sytuacji, kiedy każdy pojazd ma włączone światła, motocykliści przestali, tak jak dawniej, wyróżniać się w ruchu ulicznym, a z racji swych mniejszych rozmiarów i prędkości, z jaką się poruszają, zostali narażeni na dodatkowe niebezpieczeństwo. Z tego powodu organizacje motocyklistów zablokowały wszelkie próby wprowadzenia takiego przepisu w krajach zachodnich, a rząd Japoński odmówił nawet stosowania w samochodach świateł do jazdy dziennej. 

Wracając do Austrii. Użytkownicy dróg byli często oślepiani przez auta, które miały źle wyregulowane światła. Wystarczyło też, że auto podskoczyło na nierównościach albo kierowca zabrał 3 pasażerów na tylną kanapę i nie zmienił ustawienia świateł, przez co oślepiał nadjeżdżające z naprzeciwka samochody. Austriakom częściej zaczęły przepalać się żarówki. Pół biedy, gdy auto bez sprawnego jednego reflektora poruszało się w dzień, jednak gdy taki "cyklop" wyjechał na drogę w nocy, stwarzał poważne niebezpieczeństwo. Ludzie bowiem nie potrafili często sami wymienić żarówki, a wizytę w warsztacie odkładali w czasie. Wysyp "cyklopów" można doskonale zaobserwować również i w naszym kraju, gdzie nawet co dziesiąty samochód ma niesprawne oświetlenie, również z tyłu. A czy jazda w nocy z przepaloną jedną żarówką świateł mijania albo brak świateł pozycyjnych z tyłu ma pozytywny wpływ na bezpieczeństwo? Niewątpliwie nie. 

Niebagatelną rolę w zniesieniu nakazu jazdy na światłach w ciągu dnia w Austrii odegrały względy ekologiczne. Wiadomym jest, że auto z włączonymi światłami mijania spala nawet do kilku procent więcej paliwa (jest to różna wartość w zależności od mocy silnika i warunków ruchu), przez co emituje do atmosfery więcej dwutlenku węgla i substancji toksycznych. W przypadku pojedynczego pojazdu różnica ta jest niemal niezauważalna, jednak przemnożona przez liczbę samochodów w całym kraju (w Polsce około 15 milionów), staje się pokaźna, zwłaszcza w sytuacji, gdy kraje europejskie zmuszane są do płacenia kar za emisję CO2. 

I wreszcie najważniejsze - w Austrii przeprowadzono badania pod kierunkiem profesora Ernsta Pflegera polegające na analizie reakcji badanych kierowców na włączone światła mijania w rzeczywistym ruchu drogowym (badania dostępne na stronie http://dadrl.pl/forum/viewtopic.php?f=7&t=819). Pokazały one, że używanie świateł w dzień nie działa korzystnie na bezpieczeństwo, a wręcz przeciwnie - w niektórych sytuacjach może być szkodliwe (dłuższa reakcja oka na włączone światło, koncentracja uwagi na światłach nadjeżdżających samochodów). To był gwóźdź do trumny dla świateł w dzień w Austrii, która niezwłocznie wycofała się z tego pomysłu. 

W Polsce zarejestrowanych jest ponad 14 mln pojazdów osobowych. Doliczając do tego samochody ciężarowe oraz ruch tranzytowy mamy poważne źródło zanieczyszczeń. Ekolodzy obliczają, iż od 17 kwietnia 2007 r. do atmosfery emitujemy rocznie więcej o ponad 500 tys. ton dwutlenku węgla niż przed wprowadzeniem nakazu oraz równie duże ilości trujących substancji. Zważywszy na brak pozytywnego wpływu używania świateł na bezpieczeństwo drogowe, jest to świadome i bezcelowe zatruwanie środowiska naturalnego. Dziwi zatem fakt, że na ten problem nikt tak naprawdę nie zwraca uwagi, za to media emocjonują się akcjami typu "Godzina dla Ziemi", których znaczenie dla środowiska jest marginalne. 

Większe zużycie paliwa z tytułu włączonych świateł mijania ma również swoje konsekwencje ekonomiczne - z jednej strony zwiększa się wpływ z akcyzy do budżetu państwa oraz rosną zyski firm paliwowych i żarówkowych, a z drugiej strony chudnie portfel kierowców. Szacuje się, że w Polsce koszt samego paliwa zużytego z tego powodu wynosi aż 3 mln zł dziennie, a w roku wprowadzenia nakazu sprzedaż żarówek samochodowych wzrosła o 60%. Rocznie więc Polscy kierowcy tracą tylko na niepotrzebnie spalonym paliwie ponad miliard złotych! 

Niekorzystne konsekwencje używania świateł w ciągu dnia można wprawdzie zniwelować stosując specjalne światła do jazdy dziennej, które pobierają zdecydowanie mniej energii i są bardziej trwałe, a dodatkowo nie powodują efektu olśnienia. Jednak z uwagi na ich koszt (kilkaset złotych) oraz czasochłonność, a czasem brak możliwości montażu w niektórych modelach samochodów (brak miejsca na zamontowanie, konieczność dziurawienia zderzaka), niewielu kierowców się na nie decyduje i w efekcie używa zwykłych świateł mijania, zaprojektowanych przecież do jazdy nocą. Co więcej, wielu kierowców samochodów wyposażonych w takie światła nie używa ich w obawie przed mandatem, ponieważ władze praktycznie wcale nie informują o możliwości legalnego ich używania. 

Jak kwestia świateł wygląda w Europie? Nakaz taki obowiązuje wyłącznie w krajach postkomunistycznych oraz skandynawskich, z tym że Szwecja jako pierwsza wprowadziła go w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku po zmianie ruchu na prawostronny, jako kolejny środek zapobiegania wypadkom (których liczba z czasem spadła, co niesłusznie przypisano nakazowi jazdy na światłach, a który w ten sposób rozszerzono na inne kraje skandynawskie). Kraje zachodnie, takie jak m.in. Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Hiszpania, Szwajcaria nie zdecydowały się na jego wprowadzanie. Nakaz wycofano w Austrii oraz Chorwacji. Ciekawym przypadkiem jest Grecja, gdzie obowiązuje zakaz używania świateł w ciągu dnia. Warto nadmienić, że Komisja Europejska, która początkowo rekomendowała używanie świateł w ciągu dnia, wycofała się z tego pomysłu w listopadzie 2007 r. i jako kompromisowe rozwiązanie wydała dyrektywę, nakładającą na producentów aut obowiązek montownia od 2011 r. świateł do jazdy dziennej w nowych modelach samochodów, nie ma jednak mowy o nakazie ich używania (takie światła z łatwością można dezaktywować). 

Natomiast niektóre kraje pozaeuropejskie, takie jak np. USA, Japonia, Australia rozważały wprowadzenie takiego nakazu, jednak wycofały się z tego pomysłu po przeprowadzeniu szczegółowych badań na ten temat. Raport amerykańskiej Rządowej Agencji ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (NHTSA) oraz wspomniane już badania austriackiego Instytutu Kompleksowego Badania Wypadków i Bezpieczeństwa EPIGUS stwierdzają wyraźnie, że światła używane w ciągu dnia nie mają żadnego pozytywnego wpływu na bezpieczeństwo. Mogą za to prowadzić do dekoncentracji, odwracają uwagę od obiektów niewyposażonych w światła, takich jak piesi, czy rowerzyści oraz utrudniają ocenę odległości i prędkości nadjeżdżającego z przeciwka pojazdu. Japończycy w wyniku przeprowadzonych badań wręcz stwierdzili, że nakaz taki byłby niebezpieczny dla motocyklistów. 

Biorąc pod uwagę powyższe argumenty oraz fakt, że w Austrii po wycofaniu nakazu liczba wypadków wyraźnie spadła, nasuwa się proste pytanie: dlaczego w Polsce nadal obowiązuje ten szkodliwy i nieekonomiczny nakaz? To przecież chyba niemożliwe, aby rządzący przedkładali wyższe wpływy z akcyzy paliwowej nad bezpieczeństwo swoich obywateli. Niestety jest to faktem. Po pierwsze, dzięki temu przepisowi do kasy państwa wpływa rocznie około 500 mln zł rocznie - niebagatelna kwota dla budżetu państwa. Po drugie, obecna partia rządząca była inicjatorem jego wprowadzenia, wbrew woli ówczesnego rządu. 

Warto zatem prześledzić historię wprowadzenia tego nakazu i prób jego wycofania. Nakaz używania w dzień świateł mijania został wprowadzony za rządów PiS, ale był inicjatywą posłów PO, którzy "przemycili" go w poprawce do ustawy dotyczącej zupełnie innego zagadnienia (uprawnień Straży Granicznej). Niektórzy posłowie sami potem przyznawali, że nie wiedzieli nad czym głosowali, a ówczesny poseł PiS (obecnie PO) Antoni Mężydło przyznał wręcz, że gdyby wiedział, to by głosował "za", bo go "syn do tego przekonał" (http://dadrl.pl/av/posel.mp3). Dziwny powód głosowania na "tak", zwłaszcza gdy chodzi o przepis wpływający na życie i zdrowie ludzkie (jak się teraz okazuje, negatywnie). Warto dodać, że tylko 2 posłów PO głosowało "przeciw" (czy podczas głosowania obowiązywała dyscyplina, można się tylko domyślać), natomiast większość posłów PiS nie poparło tej poprawki. 

Wprowadzenie tego przepisu w Polsce zostało przeprowadzone kampanią medialną, utworzono nawet "Koalicję Na Rzecz Jazdy Na Światłach Przez Cały Rok", w skład której weszły takie firmy jak Bosch (producent żarówek i akumulatorów), Hella (producent świateł do jazdy dziennej), czy BP i Total (producenci paliwa) oraz inne firmy i organizacje nie mające często nic wspólnego z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Wynajęły one firmę PR, której zadaniem było przeprowadzenia kampanii mającej za zadanie złagodzenie społecznego oporu wobec planowanego nowego prawa. Owa firma do dziś "chwali" się na swojej stronie internetowej efektami swoich działań, z których wynika, że polskie społeczeństwo, a zwłaszcza kierowcy, padli ofiarą zwykłej manipulacji, żeby nie napisać - oszustwa (http://dadrl.pl/images/sensors.jpg). 

I w Polsce podjęto oczywiście próby zniesienia tego szkodliwego nakazu. Pierwsza interpelacja autorstwa posła PO Jarosława Pięty o mały włos nie skończyła się wyrzuceniem go z Klubu Parlamentarnego PO przez Zbigniewa Chlebowskiego, późniejszego bohatera tzw. "afery hazardowej". Z kolei posłowie PiS i LiD złożyli projekty ustaw znoszących wspomniany nakaz, ale bez skutku, ponieważ prace nad tymi projektami zostały najpierw zablokowane na kilka lat przez marszałka Komorowskiego. Kiedy doszło już do głosowania, koalicja PO/PSL jednogłośnie opowiedziała się za utrzymaniem nakazu. Posłowie opozycji przyznają, że Platforma Obywatelska nie chce podejmować dalszych dyskusji na ten temat, a według nieoficjalnych informacji, w mediach tzw. mainstreamowych funkcjonuje zakaz mówienia w złym świetle o tym nakazie. 

Być może ostatnią szansą na powrót do normalności w tej kwestii będzie złożenie wniosku o uchylenie tego szkodliwego i nieracjonalnego przepisu do Trybunału Konstytucyjnego, ze względu na wspomniane już nieprawidłowości podczas jego uchwalenia. Krótko po uchwaleniu tej ustawy w Sejmie pojawiła się nieoficjalna informacja, że przepis ten został wprowadzony niezgodnie z konstytucją. Ustawa zaproponowana przez Rząd dotyczyła bowiem innego zagadnienia (uprawnień Straży Granicznej i Kontroli Skarbowej), a poprawka złożona przez Platformę Obywatelską zbyt mocno wykraczała poza zakres ustawy i zbyt dalece zmieniała jej treść. Pojawiły się głosy, że można uchylić ten przepis w Trybunale Konstytucyjnym, jednak aprobata mediów dla tego przepisu zniechęciła wtedy posłów do podejmowania jakichkolwiek działań w tym kierunku. Teraz nie powinni mieć już co do tego żadnych wątpliwości. 

Więcej informacji na ten temat na http://dadrl.pl
    UWAGA - tekst pochodzi z jednego z komentarzy serwisu Onet.pl. Autorem jest użytkownik "kaziulek". Polecam przeczytanie całości.

    Zgodnie z zapowiedzią zwolenników jazdy na światłach w ciągu dnia i uruchomionej przez nich kampanii medialnej nakaz jazdy na światłach w dzień miał zredukować liczbę wypadków na polskich drogach o około 20%. Jak jednak było w rzeczywistości? Wystarczy wejść na stronę internetową policja.pl lub http://dadrl.pl i zapoznać się ze statystyką wypadków w Polsce w ostatnich latach. I tak w 2006 r., kiedy nie było nakazu włączania świateł w ciągu dnia, liczba wypadków w naszym kraju wyniosła 46876, natomiast w 2007 r., kiedy nakaz ten zaczął obowiązywać, liczba ta wzrosła o 5,6% i wyniosła 49536. Odnotowano wzrost liczby wypadków, rannych i zabitych pomimo wcześniejszego trendu malejącego. Trudno więc mówić o jakiejkolwiek poprawie bezpieczeństwa, a co dopiero o 20-procentowym spadku liczby wypadków. Wprawdzie liczba samochodów w roku 2007 r. wzrosła, jednak od kilkunastu lat liczba pojazdów nad Wisłą rośnie co roku w podobnym tempie, przy stałym spadku liczby wypadków. Co więcej, w kolejnych latach liczba wypadków zaczęła ponownie spadać, co jest tylko potwierdzeniem faktu, ze trend malejący został zakłócony wprowadzeniem nakazu włączania świateł w dzień, bo przecież inne czynniki mające wpływ na wypadkowość nagle nie zmieniły się o 180 stopni, więc nie mogły spowodować takiej gwałtownej zmiany w 2007 r. Można zaryzykować więc twierdzenie, że gdyby nie włączone światła, to liczba wypadków, rannych i zabitych byłaby teraz sporo niższa (http://dadrl.pl/images/wykres_dadrl.png).

    Wszystko wskazuje więc na to, że pozytywny wpływ używania świateł w ciągu dnia jest mitem. Między innymi dlatego w Austrii na początku 2008 r. zniesiono taki sam nakaz po dwóch latach obowiązywania, a od tego czasu liczba zdarzeń drogowych w tym kraju wyraźnie zmalała. Austriacy zrozumieli, że z dróg nie korzystają jedynie samochody. Są tam również obiekty niewyposażone w światła, takie jak piesi, rowerzyści, czy inne obiekty. W sytuacji obowiązywania nakazu kierowcy przyzwyczaili się do tego, iż wszystko co znajduje się na drodze ma włączone światła i przestali w porę dostrzegać obiekty nieoświetlone. To właśnie piesi i rowerzyści byli grupą, która najbardziej ucierpiała na tym nakazie - liczba wypadków z ich udziałem istotnie wzrosła. Identycznie zresztą sytuacja wygląda w Polsce oraz każdym kraju, który w ostatnim czasie wprowadził podobny nakaz.

    Ponadto zarówno w Austrii, jak i w Polsce odnotowano wzrost liczby wypadków z udziałem motocyklistów. W Polsce liczba ta wzrosła z roku na rok aż o 16,8%, a zabitych motocyklistów o 40% (!), mimo że nie zanotowano gwałtownego wzrostu liczby zarejestrowanych motocykli. Co więcej, fakt ten jest pomijany w oficjalnych publikacjach policji i rządu, w których kładzie się za to nacisk na spadek liczby wypadków w pewnych kategoriach o 0,5%, co ma świadczyć o skuteczności nakazu. A rzeczywistość wygląda tak, że w sytuacji, kiedy każdy pojazd ma włączone światła, motocykliści przestali, tak jak dawniej, wyróżniać się w ruchu ulicznym, a z racji swych mniejszych rozmiarów i prędkości, z jaką się poruszają, zostali narażeni na dodatkowe niebezpieczeństwo. Z tego powodu organizacje motocyklistów zablokowały wszelkie próby wprowadzenia takiego przepisu w krajach zachodnich, a rząd Japoński odmówił nawet stosowania w samochodach świateł do jazdy dziennej.

    Wracając do Austrii. Użytkownicy dróg byli często oślepiani przez auta, które miały źle wyregulowane światła. Wystarczyło też, że auto podskoczyło na nierównościach albo kierowca zabrał 3 pasażerów na tylną kanapę i nie zmienił ustawienia świateł, przez co oślepiał nadjeżdżające z naprzeciwka samochody. Austriakom częściej zaczęły przepalać się żarówki. Pół biedy, gdy auto bez sprawnego jednego reflektora poruszało się w dzień, jednak gdy taki "cyklop" wyjechał na drogę w nocy, stwarzał poważne niebezpieczeństwo. Ludzie bowiem nie potrafili często sami wymienić żarówki, a wizytę w warsztacie odkładali w czasie. Wysyp "cyklopów" można doskonale zaobserwować również i w naszym kraju, gdzie nawet co dziesiąty samochód ma niesprawne oświetlenie, również z tyłu. A czy jazda w nocy z przepaloną jedną żarówką świateł mijania albo brak świateł pozycyjnych z tyłu ma pozytywny wpływ na bezpieczeństwo? Niewątpliwie nie.

    Niebagatelną rolę w zniesieniu nakazu jazdy na światłach w ciągu dnia w Austrii odegrały względy ekologiczne. Wiadomym jest, że auto z włączonymi światłami mijania spala nawet do kilku procent więcej paliwa (jest to różna wartość w zależności od mocy silnika i warunków ruchu), przez co emituje do atmosfery więcej dwutlenku węgla i substancji toksycznych. W przypadku pojedynczego pojazdu różnica ta jest niemal niezauważalna, jednak przemnożona przez liczbę samochodów w całym kraju (w Polsce około 15 milionów), staje się pokaźna, zwłaszcza w sytuacji, gdy kraje europejskie zmuszane są do płacenia kar za emisję CO2.

    I wreszcie najważniejsze - w Austrii przeprowadzono badania pod kierunkiem profesora Ernsta Pflegera polegające na analizie reakcji badanych kierowców na włączone światła mijania w rzeczywistym ruchu drogowym (badania dostępne na stronie http://dadrl.pl/forum/viewtopic.php?f=7&t=819). Pokazały one, że używanie świateł w dzień nie działa korzystnie na bezpieczeństwo, a wręcz przeciwnie - w niektórych sytuacjach może być szkodliwe (dłuższa reakcja oka na włączone światło, koncentracja uwagi na światłach nadjeżdżających samochodów). To był gwóźdź do trumny dla świateł w dzień w Austrii, która niezwłocznie wycofała się z tego pomysłu.

    W Polsce zarejestrowanych jest ponad 14 mln pojazdów osobowych. Doliczając do tego samochody ciężarowe oraz ruch tranzytowy mamy poważne źródło zanieczyszczeń. Ekolodzy obliczają, iż od 17 kwietnia 2007 r. do atmosfery emitujemy rocznie więcej o ponad 500 tys. ton dwutlenku węgla niż przed wprowadzeniem nakazu oraz równie duże ilości trujących substancji. Zważywszy na brak pozytywnego wpływu używania świateł na bezpieczeństwo drogowe, jest to świadome i bezcelowe zatruwanie środowiska naturalnego. Dziwi zatem fakt, że na ten problem nikt tak naprawdę nie zwraca uwagi, za to media emocjonują się akcjami typu "Godzina dla Ziemi", których znaczenie dla środowiska jest marginalne.

    Większe zużycie paliwa z tytułu włączonych świateł mijania ma również swoje konsekwencje ekonomiczne - z jednej strony zwiększa się wpływ z akcyzy do budżetu państwa oraz rosną zyski firm paliwowych i żarówkowych, a z drugiej strony chudnie portfel kierowców. Szacuje się, że w Polsce koszt samego paliwa zużytego z tego powodu wynosi aż 3 mln zł dziennie, a w roku wprowadzenia nakazu sprzedaż żarówek samochodowych wzrosła o 60%. Rocznie więc Polscy kierowcy tracą tylko na niepotrzebnie spalonym paliwie ponad miliard złotych!

    Niekorzystne konsekwencje używania świateł w ciągu dnia można wprawdzie zniwelować stosując specjalne światła do jazdy dziennej, które pobierają zdecydowanie mniej energii i są bardziej trwałe, a dodatkowo nie powodują efektu olśnienia. Jednak z uwagi na ich koszt (kilkaset złotych) oraz czasochłonność, a czasem brak możliwości montażu w niektórych modelach samochodów (brak miejsca na zamontowanie, konieczność dziurawienia zderzaka), niewielu kierowców się na nie decyduje i w efekcie używa zwykłych świateł mijania, zaprojektowanych przecież do jazdy nocą. Co więcej, wielu kierowców samochodów wyposażonych w takie światła nie używa ich w obawie przed mandatem, ponieważ władze praktycznie wcale nie informują o możliwości legalnego ich używania.

    Jak kwestia świateł wygląda w Europie? Nakaz taki obowiązuje wyłącznie w krajach postkomunistycznych oraz skandynawskich, z tym że Szwecja jako pierwsza wprowadziła go w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku po zmianie ruchu na prawostronny, jako kolejny środek zapobiegania wypadkom (których liczba z czasem spadła, co niesłusznie przypisano nakazowi jazdy na światłach, a który w ten sposób rozszerzono na inne kraje skandynawskie). Kraje zachodnie, takie jak m.in. Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Hiszpania, Szwajcaria nie zdecydowały się na jego wprowadzanie. Nakaz wycofano w Austrii oraz Chorwacji. Ciekawym przypadkiem jest Grecja, gdzie obowiązuje zakaz używania świateł w ciągu dnia. Warto nadmienić, że Komisja Europejska, która początkowo rekomendowała używanie świateł w ciągu dnia, wycofała się z tego pomysłu w listopadzie 2007 r. i jako kompromisowe rozwiązanie wydała dyrektywę, nakładającą na producentów aut obowiązek montownia od 2011 r. świateł do jazdy dziennej w nowych modelach samochodów, nie ma jednak mowy o nakazie ich używania (takie światła z łatwością można dezaktywować).

    Natomiast niektóre kraje pozaeuropejskie, takie jak np. USA, Japonia, Australia rozważały wprowadzenie takiego nakazu, jednak wycofały się z tego pomysłu po przeprowadzeniu szczegółowych badań na ten temat. Raport amerykańskiej Rządowej Agencji ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (NHTSA) oraz wspomniane już badania austriackiego Instytutu Kompleksowego Badania Wypadków i Bezpieczeństwa EPIGUS stwierdzają wyraźnie, że światła używane w ciągu dnia nie mają żadnego pozytywnego wpływu na bezpieczeństwo. Mogą za to prowadzić do dekoncentracji, odwracają uwagę od obiektów niewyposażonych w światła, takich jak piesi, czy rowerzyści oraz utrudniają ocenę odległości i prędkości nadjeżdżającego z przeciwka pojazdu. Japończycy w wyniku przeprowadzonych badań wręcz stwierdzili, że nakaz taki byłby niebezpieczny dla motocyklistów.

    Biorąc pod uwagę powyższe argumenty oraz fakt, że w Austrii po wycofaniu nakazu liczba wypadków wyraźnie spadła, nasuwa się proste pytanie: dlaczego w Polsce nadal obowiązuje ten szkodliwy i nieekonomiczny nakaz? To przecież chyba niemożliwe, aby rządzący przedkładali wyższe wpływy z akcyzy paliwowej nad bezpieczeństwo swoich obywateli. Niestety jest to faktem. Po pierwsze, dzięki temu przepisowi do kasy państwa wpływa rocznie około 500 mln zł rocznie - niebagatelna kwota dla budżetu państwa. Po drugie, obecna partia rządząca była inicjatorem jego wprowadzenia, wbrew woli ówczesnego rządu.

    Warto zatem prześledzić historię wprowadzenia tego nakazu i prób jego wycofania. Nakaz używania w dzień świateł mijania został wprowadzony za rządów PiS, ale był inicjatywą posłów PO, którzy "przemycili" go w poprawce do ustawy dotyczącej zupełnie innego zagadnienia (uprawnień Straży Granicznej). Niektórzy posłowie sami potem przyznawali, że nie wiedzieli nad czym głosowali, a ówczesny poseł PiS (obecnie PO) Antoni Mężydło przyznał wręcz, że gdyby wiedział, to by głosował "za", bo go "syn do tego przekonał" (http://dadrl.pl/av/posel.mp3). Dziwny powód głosowania na "tak", zwłaszcza gdy chodzi o przepis wpływający na życie i zdrowie ludzkie (jak się teraz okazuje, negatywnie). Warto dodać, że tylko 2 posłów PO głosowało "przeciw" (czy podczas głosowania obowiązywała dyscyplina, można się tylko domyślać), natomiast większość posłów PiS nie poparło tej poprawki.

    Wprowadzenie tego przepisu w Polsce zostało przeprowadzone kampanią medialną, utworzono nawet "Koalicję Na Rzecz Jazdy Na Światłach Przez Cały Rok", w skład której weszły takie firmy jak Bosch (producent żarówek i akumulatorów), Hella (producent świateł do jazdy dziennej), czy BP i Total (producenci paliwa) oraz inne firmy i organizacje nie mające często nic wspólnego z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Wynajęły one firmę PR, której zadaniem było przeprowadzenia kampanii mającej za zadanie złagodzenie społecznego oporu wobec planowanego nowego prawa. Owa firma do dziś "chwali" się na swojej stronie internetowej efektami swoich działań, z których wynika, że polskie społeczeństwo, a zwłaszcza kierowcy, padli ofiarą zwykłej manipulacji, żeby nie napisać - oszustwa (http://dadrl.pl/images/sensors.jpg).

    I w Polsce podjęto oczywiście próby zniesienia tego szkodliwego nakazu. Pierwsza interpelacja autorstwa posła PO Jarosława Pięty o mały włos nie skończyła się wyrzuceniem go z Klubu Parlamentarnego PO przez Zbigniewa Chlebowskiego, późniejszego bohatera tzw. "afery hazardowej". Z kolei posłowie PiS i LiD złożyli projekty ustaw znoszących wspomniany nakaz, ale bez skutku, ponieważ prace nad tymi projektami zostały najpierw zablokowane na kilka lat przez marszałka Komorowskiego. Kiedy doszło już do głosowania, koalicja PO/PSL jednogłośnie opowiedziała się za utrzymaniem nakazu. Posłowie opozycji przyznają, że Platforma Obywatelska nie chce podejmować dalszych dyskusji na ten temat, a według nieoficjalnych informacji, w mediach tzw. mainstreamowych funkcjonuje zakaz mówienia w złym świetle o tym nakazie.

    Być może ostatnią szansą na powrót do normalności w tej kwestii będzie złożenie wniosku o uchylenie tego szkodliwego i nieracjonalnego przepisu do Trybunału Konstytucyjnego, ze względu na wspomniane już nieprawidłowości podczas jego uchwalenia. Krótko po uchwaleniu tej ustawy w Sejmie pojawiła się nieoficjalna informacja, że przepis ten został wprowadzony niezgodnie z konstytucją. Ustawa zaproponowana przez Rząd dotyczyła bowiem innego zagadnienia (uprawnień Straży Granicznej i Kontroli Skarbowej), a poprawka złożona przez Platformę Obywatelską zbyt mocno wykraczała poza zakres ustawy i zbyt dalece zmieniała jej treść. Pojawiły się głosy, że można uchylić ten przepis w Trybunale Konstytucyjnym, jednak aprobata mediów dla tego przepisu zniechęciła wtedy posłów do podejmowania jakichkolwiek działań w tym kierunku. Teraz nie powinni mieć już co do tego żadnych wątpliwości.

    Więcej informacji na ten temat na http://dadrl.pl
    Przekrój auta - Subaru Impreza – Subaru oznacza pierwszą generację Imprezy jako typ GCA (czterodrzwiowy sedan) lub GCB (pięciodrzwiowe kombi). Na rynki Japonii i USA dostarczano również dwudrzwiowego sedana, mylnie nazywanego coupé, oznaczonego jako typ GCF. Początkowo auto dostępne było z silnikami wolnossącymi (wersja GL) o pojemnościach 1,6, 1,8 i 2,0 litrów. Tradycyjnie dla marki Subaru, wszystkie te silniki skonstruowano w układzie przeciwsobnym (bokser). W większości modeli napęd przenoszony jest na obie osie za pomocą centralnego dyferencjału wyposażonego w sprzęgło wiskotyczne. Standardowo dobrze wyposażone (m.in. hamulce wzbogacone o czteroczujnikowy i czterokanałowy system ABS, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, wersja kombi posiadająca reduktor) auto przeznaczone dla segmentu C miało pozostawiać niezatarte wrażenie (ang. to impress), stąd m.in. tłumaczy się nazwę modelu. Pożądany rozgłos przyniosła jednak Imprezie dopiero wersja z silnikiem turbodoładowanym, która powstała aby zastąpić w Rajdowych Mistrzostwach Świata starzejący się model Legacy.

Modele europejskie
Na rynku europejskim pierwsze Subaru Impreza z silnikiem turbodoładowanym o pojemności skokowej 2 litrów pojawiło się w roku 1994 pod nazwą Subaru Impreza GT. Była to dostosowana do europejskich warunków i zasad ubezpieczeniowych wersja japońskiej Subaru Impreza WRX. Na przełomie lat 1994-1997 w wersji europejskiej klienci mieli do dyspozycji dwulitrowy silnik o mocy 208 KM. Oprócz mocy, mniejszej niż w japońskiej Imprezie WRX, Impreza Turbo miała twardsze od japońskiego odpowiednika zawieszenie (zmieniono amortyzatory i zastosowano grubsze stabilizatory).
Nadwozie zostało wyposażone w zintegrowany ze zderzakiem przednim głęboki spojler, z bardzo dużymi integralnymi reflektorami, tylną lotkę o zróżnicowanej wielkości, charakterystyczny dla konfiguracji silników Subaru chwyt powietrza do chłodnicy powietrza doładowującego na masce, dodatkowe (fabrycznie zaślepione) otwory wentylujące komorę silnika i listwy boczne.
W roku 1997 firma wprowadziła na rynek silnik o mocy 211 KM, który pozwalał osiągnąć 100 km/h w 6 sekund. Model ten posiadał też zmodyfikowane w stosunku do poprzednika nadwozie. Zaostrzono nieco linie przodu zmieniając m.in. maskę, reflektory przednie, atrapę chłodnicy. We wnętrzu dodano nowe fotele kubełkowe i inną tapicerkę. W 1998 roku ponownie zmodyfikowano wygląd. Dodano białe wskaźniki i cyfrowy licznik przebiegu, kierownicę marki MOMO, montowano 16 calowe, aluminiowe koła. W roku 1999 zwiększono moc silnika do 218 KM oraz dodano do wersji turbo nowe, czterotłoczkowe zaciski hamulcowe współpracujące z tarczami o powiększonej średnicy. Jako wyposażenie dodatkowe dostępne były nowe spojlery przedni oraz tylny, wyprodukowane przez firmę Prodrive. Pojawiły się też lusterka w kolorze nadwozia, zaś reflektory przeciwmgłowe i główne zostały ukryte za kloszami z gładkiego szkła, nadającego auto nieco bardziej nowoczesny wygląd. Pojawiły się też egzemplarze fabrycznie pozbawione systemu klimatyzacji, ABS i poduszek powietrznych, ułatwiające niezależnym zespołom budowę samochodu rajdowego.

Subaru Impreza WRC w specyfikacji z 2000 roku
W czasie, gdy Impreza pierwszej generacji oferowana była na rynku europejskim, pojawiło się kilka wersji specjalnych tego auta. Pierwszą z nich był model McRae Special Edition, wyprodukowany w 1995 r. dla uczczenia dokonań Colina McRae podczas rajdu RAC. Kolejnym modelem była Impreza Catalunya (okazją było zdobycie przez zespół Subaru tytułu Mistrza Świata Producentów). W roku 1998, dla uczczenia trzeciego z rzędu tytułu Mistrza Świata Prodcuentów, Subaru wypuściło model Impreza Terzo (wł. "trzeci"). Kolejnym modelem specjalnym był RB5 ("Richard Burns 5" - z takim numerem ten kierowca rajdowych Mistrzostw Świata jeździł w barwach Subaru). Co ciekawe, wszystkie te modele nie różniły się niczym poza ozdobnikami od powszechnie dostępnych - jedynie do wersji RB5 można było zamówić pakiet WR, podnoszący moc silnika do 240 KM. Dopiero Impreza P1, zbudowana w 1999 na bazie dwudrzwiowego sedana przez firmę Prodrive na zamówienie importera - Subaru (UK) Limited, miała silnik o mocy 280 KM oraz liczne usprawnienia (dostosowane do szybkiej jazdy po krętych i wyboistych drogach zawieszenie, wzmocnione hamulce), które nadawały jej charakter prawdziwej edycji specjalnej.

Modele japońskie
Poza odpowiednikami wersji europejskich, Subaru oferowało w Japonii Imprezy niedostępne w Europie i USA. Różnice ujawniają się przede wszystkim w autach z silnikami turbodoładowanymi. W przeciwieństwie do wersji europejskich, rozwijały one moc od 250 do 280 KM. Również tylko dla rynku japońskiego zarezerwowano wersje STI (Subaru Tecnica International), które poddane były fabrycznemu tuningowi. Modele STI, produkowane przez sześć generacji, wykazują się zmienionymi elementami osprzętu silnika, usportowionym zawieszeniem i hamulcami. Auta oznaczane jako STI Type-R bazowały na dwudrzwiowej karoserii Imprezy, i dzięki niewielkiej masie własnej, centralnemu mechanizmowi różnicowemu o regulowanej sile spięcia osi oraz silnikowi o dużym momencie obrotowym wykazywały się osiągami na miarę supersamochodów (przyspieszenie do 100 km/h w mniej niż 5 sekund). Interesującym modelem Imprezy, który mógł przyspieszyć prace nad SUV-em Forester była Impreza Gravel Express. Była to uterenowiona podwyższona, turbodoładowana Impreza kombi, z dodatkowymi rurowymi zabezpieczeniami przodu i tyłu auta, oraz szerokimi ochronnymi listwami na drzwiach.
Wśród aut przeznaczonych na rynek japoński pojawiło się wiele modeli specjalnych, wyprodukowanych w krótkich seriach. Były to wspomniany STI Type-R, przeznaczony wyłącznie do budowania na jego bazie samochodów rajdowych model WRX RA, pozbawiony materiałów wygłuszających i wyprodukowany z cieńszej blachy, z odsłoniętymi miejscami mocowania klatki bezpieczeństwa, WRX RA-STI będący jego wersją z najmocniejszym dostępnym seryjnie silnikiem, oraz kultowy model STi 22B. Ten ostatni, wyprodukowany w 401 egzemplarzach, charakteryzował się silnikiem o pojemności 2,2 l i mocy szacowanej na ponad 380 KM, poszerzonym dwudrzwiowym nadwoziem i wyczynowym zawieszeniem wyprodukowanym przez niemiecką firmę Bilstein. STi 22B uznawany jest za szczytowe osiągnięcie w rozwoju platformy GC.

Modele amerykańskie

W Stanach Zjednoczonych największą popularnością cieszyły się najtańsze wersje typu GC, napędzane silnikiem 1.6l. Typ GC nie był oferowany w USA z silnikami turbodoładowanymi, ze względu na niemożność spełnienia przez te silniki kalifornijskich norm emisji substancji szkodliwych w spalinach. Częstą praktyką kupujących była rezygnacja z napędu na 4 koła na rzecz tańszych wersji z napędem na przednią oś. Stosunkowo popularna była również wersja dwudrzwiowa. Wraz z sukcesami w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Świata, Subaru wprowadzało na rynek amerykański mocniejsze wersje silnikowe, w tym wolnossący, 160-konny silnik o pojemności 2.2 litra, do dziś stosowany w różnych pojazdach tej marki. Odpowiednikiem japońskiego "Gravel Express" była wyprodukowana w niewielkiej ilości na rynek amerykański Impreza Outback - jednak również ten model pozbawiono silnika turbo. Dobra sprzedaż dwudrzwiowego sedana oznaczonego jako Impreza RS, do złudzenia przypominającego japońską, sportową wersję Type-R (jednak bez turbosprężarki) była powodem, dla którego Subaru zdecydowało się wprowadzić na rynek amerykański silniki turbodoładowane po wyposażeniu ich w dodatkowe katalizatory. Nastąpiło to wraz z pojawieniem się nowej generacji nadwozia Imprezy.
    Subaru oznacza pierwszą generację Imprezy jako typ GCA (czterodrzwiowy sedan) lub GCB (pięciodrzwiowe kombi). Na rynki Japonii i USA dostarczano również dwudrzwiowego sedana, mylnie nazywanego coupé, oznaczonego jako typ GCF. Początkowo auto dostępne było z silnikami wolnossącymi (wersja GL) o pojemnościach 1,6, 1,8 i 2,0 litrów. Tradycyjnie dla marki Subaru, wszystkie te silniki skonstruowano w układzie przeciwsobnym (bokser). W większości modeli napęd przenoszony jest na obie osie za pomocą centralnego dyferencjału wyposażonego w sprzęgło wiskotyczne. Standardowo dobrze wyposażone (m.in. hamulce wzbogacone o czteroczujnikowy i czterokanałowy system ABS, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, wersja kombi posiadająca reduktor) auto przeznaczone dla segmentu C miało pozostawiać niezatarte wrażenie (ang. to impress), stąd m.in. tłumaczy się nazwę modelu. Pożądany rozgłos przyniosła jednak Imprezie dopiero wersja z silnikiem turbodoładowanym, która powstała aby zastąpić w Rajdowych Mistrzostwach Świata starzejący się model Legacy.

    Modele europejskie
    Na rynku europejskim pierwsze Subaru Impreza z silnikiem turbodoładowanym o pojemności skokowej 2 litrów pojawiło się w roku 1994 pod nazwą Subaru Impreza GT. Była to dostosowana do europejskich warunków i zasad ubezpieczeniowych wersja japońskiej Subaru Impreza WRX. Na przełomie lat 1994-1997 w wersji europejskiej klienci mieli do dyspozycji dwulitrowy silnik o mocy 208 KM. Oprócz mocy, mniejszej niż w japońskiej Imprezie WRX, Impreza Turbo miała twardsze od japońskiego odpowiednika zawieszenie (zmieniono amortyzatory i zastosowano grubsze stabilizatory).
    Nadwozie zostało wyposażone w zintegrowany ze zderzakiem przednim głęboki spojler, z bardzo dużymi integralnymi reflektorami, tylną lotkę o zróżnicowanej wielkości, charakterystyczny dla konfiguracji silników Subaru chwyt powietrza do chłodnicy powietrza doładowującego na masce, dodatkowe (fabrycznie zaślepione) otwory wentylujące komorę silnika i listwy boczne.
    W roku 1997 firma wprowadziła na rynek silnik o mocy 211 KM, który pozwalał osiągnąć 100 km/h w 6 sekund. Model ten posiadał też zmodyfikowane w stosunku do poprzednika nadwozie. Zaostrzono nieco linie przodu zmieniając m.in. maskę, reflektory przednie, atrapę chłodnicy. We wnętrzu dodano nowe fotele kubełkowe i inną tapicerkę. W 1998 roku ponownie zmodyfikowano wygląd. Dodano białe wskaźniki i cyfrowy licznik przebiegu, kierownicę marki MOMO, montowano 16 calowe, aluminiowe koła. W roku 1999 zwiększono moc silnika do 218 KM oraz dodano do wersji turbo nowe, czterotłoczkowe zaciski hamulcowe współpracujące z tarczami o powiększonej średnicy. Jako wyposażenie dodatkowe dostępne były nowe spojlery przedni oraz tylny, wyprodukowane przez firmę Prodrive. Pojawiły się też lusterka w kolorze nadwozia, zaś reflektory przeciwmgłowe i główne zostały ukryte za kloszami z gładkiego szkła, nadającego auto nieco bardziej nowoczesny wygląd. Pojawiły się też egzemplarze fabrycznie pozbawione systemu klimatyzacji, ABS i poduszek powietrznych, ułatwiające niezależnym zespołom budowę samochodu rajdowego.

    Subaru Impreza WRC w specyfikacji z 2000 roku
    W czasie, gdy Impreza pierwszej generacji oferowana była na rynku europejskim, pojawiło się kilka wersji specjalnych tego auta. Pierwszą z nich był model McRae Special Edition, wyprodukowany w 1995 r. dla uczczenia dokonań Colina McRae podczas rajdu RAC. Kolejnym modelem była Impreza Catalunya (okazją było zdobycie przez zespół Subaru tytułu Mistrza Świata Producentów). W roku 1998, dla uczczenia trzeciego z rzędu tytułu Mistrza Świata Prodcuentów, Subaru wypuściło model Impreza Terzo (wł. "trzeci"). Kolejnym modelem specjalnym był RB5 ("Richard Burns 5" - z takim numerem ten kierowca rajdowych Mistrzostw Świata jeździł w barwach Subaru). Co ciekawe, wszystkie te modele nie różniły się niczym poza ozdobnikami od powszechnie dostępnych - jedynie do wersji RB5 można było zamówić pakiet WR, podnoszący moc silnika do 240 KM. Dopiero Impreza P1, zbudowana w 1999 na bazie dwudrzwiowego sedana przez firmę Prodrive na zamówienie importera - Subaru (UK) Limited, miała silnik o mocy 280 KM oraz liczne usprawnienia (dostosowane do szybkiej jazdy po krętych i wyboistych drogach zawieszenie, wzmocnione hamulce), które nadawały jej charakter prawdziwej edycji specjalnej.

    Modele japońskie
    Poza odpowiednikami wersji europejskich, Subaru oferowało w Japonii Imprezy niedostępne w Europie i USA. Różnice ujawniają się przede wszystkim w autach z silnikami turbodoładowanymi. W przeciwieństwie do wersji europejskich, rozwijały one moc od 250 do 280 KM. Również tylko dla rynku japońskiego zarezerwowano wersje STI (Subaru Tecnica International), które poddane były fabrycznemu tuningowi. Modele STI, produkowane przez sześć generacji, wykazują się zmienionymi elementami osprzętu silnika, usportowionym zawieszeniem i hamulcami. Auta oznaczane jako STI Type-R bazowały na dwudrzwiowej karoserii Imprezy, i dzięki niewielkiej masie własnej, centralnemu mechanizmowi różnicowemu o regulowanej sile spięcia osi oraz silnikowi o dużym momencie obrotowym wykazywały się osiągami na miarę supersamochodów (przyspieszenie do 100 km/h w mniej niż 5 sekund). Interesującym modelem Imprezy, który mógł przyspieszyć prace nad SUV-em Forester była Impreza Gravel Express. Była to uterenowiona podwyższona, turbodoładowana Impreza kombi, z dodatkowymi rurowymi zabezpieczeniami przodu i tyłu auta, oraz szerokimi ochronnymi listwami na drzwiach.
    Wśród aut przeznaczonych na rynek japoński pojawiło się wiele modeli specjalnych, wyprodukowanych w krótkich seriach. Były to wspomniany STI Type-R, przeznaczony wyłącznie do budowania na jego bazie samochodów rajdowych model WRX RA, pozbawiony materiałów wygłuszających i wyprodukowany z cieńszej blachy, z odsłoniętymi miejscami mocowania klatki bezpieczeństwa, WRX RA-STI będący jego wersją z najmocniejszym dostępnym seryjnie silnikiem, oraz kultowy model STi 22B. Ten ostatni, wyprodukowany w 401 egzemplarzach, charakteryzował się silnikiem o pojemności 2,2 l i mocy szacowanej na ponad 380 KM, poszerzonym dwudrzwiowym nadwoziem i wyczynowym zawieszeniem wyprodukowanym przez niemiecką firmę Bilstein. STi 22B uznawany jest za szczytowe osiągnięcie w rozwoju platformy GC.

    Modele amerykańskie

    W Stanach Zjednoczonych największą popularnością cieszyły się najtańsze wersje typu GC, napędzane silnikiem 1.6l. Typ GC nie był oferowany w USA z silnikami turbodoładowanymi, ze względu na niemożność spełnienia przez te silniki kalifornijskich norm emisji substancji szkodliwych w spalinach. Częstą praktyką kupujących była rezygnacja z napędu na 4 koła na rzecz tańszych wersji z napędem na przednią oś. Stosunkowo popularna była również wersja dwudrzwiowa. Wraz z sukcesami w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Świata, Subaru wprowadzało na rynek amerykański mocniejsze wersje silnikowe, w tym wolnossący, 160-konny silnik o pojemności 2.2 litra, do dziś stosowany w różnych pojazdach tej marki. Odpowiednikiem japońskiego "Gravel Express" była wyprodukowana w niewielkiej ilości na rynek amerykański Impreza Outback - jednak również ten model pozbawiono silnika turbo. Dobra sprzedaż dwudrzwiowego sedana oznaczonego jako Impreza RS, do złudzenia przypominającego japońską, sportową wersję Type-R (jednak bez turbosprężarki) była powodem, dla którego Subaru zdecydowało się wprowadzić na rynek amerykański silniki turbodoładowane po wyposażeniu ich w dodatkowe katalizatory. Nastąpiło to wraz z pojawieniem się nowej generacji nadwozia Imprezy.
    1 marca 2012, 11:39 przez DaN0 (PW) | Do ulubionych | Skomentuj
    Tu wersja uturbiona przez właściciela. Daje radę!
    28 stycznia 2012, 18:35 przez marek333 (PW) | Do ulubionych | Skomentuj