Szukaj
Znalazłem 111 takich materiałów
Przednie światła oraz duże wloty powietrza na masce jednoznacznie kojarzą mi się z Fordem GT, jednakże auto jest bardzo ciekawe oraz dzięki firmie Ring Brothers wygląda bardziej współcześnie.
Jedyne czego nie chcecie oglądać to wnętrze, uwierzcie mi...
Ferrari 250 P5 Berlinetta Speciale charakteryzowało się niskim nadwoziem oraz obłą i przeszkloną kopułą pełniącą rolę kabiny pasażerskiej. Przez tylną szybę można było zobaczyć pokaźny silnik konceptu, który umieszczono centralnie. Tuż za nim znalazło się koło zapasowe. Pod względem stylistycznym warto także zwrócić uwagę na aerodynamiczną sylwetkę oraz masywne błotniki przednie. Z przodu na darmo możemy szukać konwencjonalnych reflektorów, gdyż projektanci Pininfariny zdecydowali się na centralnie zamontowany rząd reflektorów. Koncept wyróżniał się z jeszcze jednego powodu – samochód wyposażono w efektowne, otwierane do góry drzwi typu “Gullwing”.
Koncept Ferrari 250 P5 Berlinetta Speciale powstał na bazie Ferrari 330 P4, jednak został wyposażony w 3,0-litrową jednostkę benzynową w układzie V12. Generowała ona około 300 KM, co przy aerodynamicznej sylwetce i niskiej masie samochodu (około 800 kg) pozwalało osiągnąć prędkość maksymalną na poziomie 275 km/h.
Włosi wywiązali się z zadania, przysyłając do kraju dwa przygotowane przez siebie prototypowe auta. Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami przede wszystkim zaprezentowano je I sekretarzowi PZPR Władysławowi Gomułce. Towarzysz "Wiesław" był człowiekiem znanym z siermiężnych gustów i zamiłowania do prostego, skromnego życia. To on przekonywał rodaków, że doskonałym zamiennikiem dla cytryn, jako źródła witaminy C, jest kiszona kapusta. To jemu przypisywano słowa, celnie oddające realia gospodarki PRL: "Gdybyśmy mieli blachę, to moglibyśmy produkować konserwy, ale nie mamy, niestety, mięsa".
Czy w tej sytuacji można się dziwić, że na widok samochodów, porażających elegancją i urodą z innego świata, szef rządzącej partii ze słowem "Robotnicza" w nazwie skrzywił się, uznając je za "zbyt wyszukane, burżuazyjne". Ta opinia wystarczyła, by projekt, na który wydano znaczącą jak na owe czasy kwotę 62 tys. dolarów, trafił do kosza, a polsko-włoskie pojazdy zamknięto w magazynie, gdzie stały aż do chwili, gdy pocięto je na złom.
Żadne ze zdjęć Warszaw Ghia nie trafiło nigdy do prasy. Wygląd wersji sedan był znany jedynie z fotografii modelu w skali modelu 1:5. Jak prezentowała się wersja kombi? Tego nie wiedział nikt poza grupką wtajemniczonych pracowników FSO.