Szukaj
Znalazłem 162 takie materiały
Brak pojazdu 4x4 dawał się odczuwać nie tylko w czechosłowackim sektorze rolniczym czy leśnym, ale również w energetyce, geodezji czy też w miejscach, gdzie utwardzone drogi były dopiero pieśnią przyszłości. Prace przygotowawcze nabrały tempa u schyłku 1960 roku, gdy do listy potencjalnie zainteresowanych praktycznym wykorzystaniem pojazdu dołączyło Ministerstwo Obrony. W pierwszych tygodniach roku 1961 określono wymagane parametry przyszłej konstrukcji: maksymalną prostotę i niezawodność, ładowność ok. 900 kg, wytrzymałość w warunkach terenowych i, co najważniejsze, możliwie duży zakres unifikacji części i podzespołów z seryjnie wytwarzanym modelem Š1202 i właśnie opracowywanym Š1203.
Projekt nabierał kształtów w mateczniku marki – zakładach AZNP Mladá Boleslav, jednak na miejsce przyszłej produkcji wytypowano zakład zewnętrzny – znaną miłośnikom motocykli – fabrykę ČZ Strakonice. Trzy prototypy Š998 ukończono w rekordowym tempie, w marcu 1962 roku. Dwa z nich przekazano do Strakonic, w celu opracowania linii technologicznej, trzeci poddano wyczerpującym, 200-dniowym testom na łącznym dystansie 30 tysięcy kilometrów. Kolejne próby przeprowadziło wojsko na jednym z poligonów, konfrontując egzemplarz przedprodukcyjny z wykorzystywanym powszechnie GAZ-em 69. W międzyczasie, kod prototypu uzupełniono roboczym oznaczeniem Agromobil.
Z dość niejednoznacznych przyczyn, ta obiecująca konstrukcja pozostała ostatecznie w fazie prototypu. Nagłe wstrzymanie projektu nastąpiło w trakcie istotnie zaawansowanych prac przygotowujących produkcję seryjną i zarazem w trakcie rozmów handlowych (m.in. z NRD i Polską). Ostatecznie zbudowano trzy prototypy. Co prawda niektóre źródła wspominają o dwóch kolejnych oraz o serii przedprodukcyjnej, planowanej na 20 egzemplarzy, która z pewnością nie została ukończona.
W 20% skontrolowanych miast dane osobowe obserwowanych były zabezpieczone w nieodpowiedni sposób – miały do nich dostęp osoby postronne. Połowa miast prowadzących miejski monitoring nielegalnie przetwarzała dane osobowe, a zbiory nie były zgłaszane do GIODO. Ponadto ponad połowa miast nie miała całodobowej obserwacji obrazu z kamer. Oznaczało to, że gdy coś się stało… nikt tego nie widział.
Jakby tego było mało operatorzy musieli jednocześnie obserwować obraz ze zbyt wielu kamer. To powodowało że ich praca była nieskuteczna. Najgorzej pod tym względem wypadł Zamość. Tutaj na jednego pracownika przypadało nawet… 80 kamer! W Poznaniu wynik był nieco lepszy – do 69 kamer na jednego pracownika.
Ponadto NIK zwraca uwagę na brak przepisów prawa, które wskazywałyby instytucję nadzorującą funkcjonowanie monitoringów miejskich. Inspektorzy podkreślają, że system monitoringu powinien zwiększać bezpieczeństwo obywateli bez naruszania podstawowych praw obywatelskich.