Jeżeli uważasz, że mocne czterodrzwiowe limuzyny wytwarzane przez firmy, które są znane z produkcji aut sportowych to moda ostatnich lat, to jesteś w błędzie. Samochód prezentowany poniżej produkowany był już w roku 1974, a powstała także jego odmiana kombi!
Jest rok 1974. Aston Martin przeżywa ostry kryzys finansowy. Brytyjscy producenci samochodów zajmują się bardziej strajkami, niż produkcją samochodów, a Wielka Brytania walczy z kryzysem. Niewesołe to były czasy. Jednak projektanci Astona Martina postawili sobie za cel stworzenie samochodu, dzięki któremu firma przetrwa. Wybór padł na czterodrzwiowego sedana. I słusznie. Tyle że...
Samochód był ohydny. W sumie był tak brzydki, że aż piękny. Jego produkcja trwała do 1990 roku i wyprodukowano zatrważającą ilość... 645 samochodów. Cenę oszacowano na 50 000 funtów, czyniąc samochód najdroższą dostępną limuzyną na świecie. Ostatecznie z kryzysu Astona wyciągnął w roku 1985 Ford, kupując 75% akcji przedsiębiorstwa. Ale wróćmy do Lagondy. Zajmiemy się tu serią drugą, produkowaną w latach 1976 - 1985. Prezentowany samochód wyprodukowano w roku 1985.
W tamtych latach bardzo modny był kształt klina. Więc projektanci wzięli się za linijki i naszkicowali samochód. Potem obcięli mu pionowo przód i umieścili w nim lampy, sztuk cztery, kierunkowskazy i światła pozycyjne. Aż w końcu ktoś krzyknął - a może zrobimy wysuwane światła? Są bardzo modne. No i zrobili, dodając kolejne cztery lampy. Jak to wyglądało? Dziwnie. W ostatnich wersjach ograniczyli się do sześciu lamp z przodu - bez świateł otwieranych.
Tył też nie rozczarowywał. Także robiony pod linijkę, ale nie ciężki optycznie. Lekkości dodawały mu niskie i szerokie światła tylne. I to w czasach, gdy producenci prześcigali się w robieniu jak największych świateł z tyłu. Mi się taki minimalizm bardzo podoba. No i Aston przyciemniał tylną szybę u góry, po to, by pasażerom słońce nie wypalało karków. Wymiary samochodu to: długość 5,82 metra, szerokość 1,79 metra i wysokość 1,30 metra.
Parę obrazków do podziwiania i opis będzie kontynuowany.
Komentarze