Samochód do roku 1985 nie miał takich luksusów jak światła przeciwmgłowe czy cofania. Ale od czego rzemieślnicy? Podprowadzili oni rozwiązania z eksportowej wersji Bambino, która to wersja miała zintegrowane światła cofania i przyczepiane pod zderzak światło przeciwmgłowe. W wersji FL takowe światła były zintegrowane z tylnym zderzakiem.
Dziś metalowe zderzaki sprzed liftu stanowią gratkę dla kolekcjonerów, ale w roku 1985 każdy właściciel nowego malacza puszył się plastikami i właściciele starszych modeli chętnie wywalali chromowane zderzaki na rzecz nowych - plastikowych.
Co jeszcze elektryzowało właścicieli maluchów? Firma Inter Groclin. I już chyba fani wiedzą o czym mowa. O totalnie odjazdowych fotelach przednich ze zintegrowanymi zagłówkami. To był szał. W środku głośno i niewygodnie, ale przynajmniej maluch jak żaden inny samochód zbliżał ludzi do siebie. No i można było niby to przypadkiem muskać nogi pasażerek podczas zmiany biegów...
Prowadzenie... No cóż. W maluchu coś takiego w zasadzie nie istnieje. Samochód jechał mniej więcej tam, gdzie chciał kierowca, i tyle. Zimą w bagażniku obowiązkowo trzeba było wozić worek z piaskiem, bo inaczej o jakimkolwiek prowadzeniu nie było mowy. Układ kierowniczy bez wspomagania. Niby w tak lekkim samochodziku kierownica nawet bez wspomagania powinna obracać się lekko, tyle tylko, że... nie obracała się lekko i manewry na parkingu do najfajniejszych nie należały. Sytuację poprawiło wprowadzenie wersji FL, w której kierownica obracała się wyraźnie lżej. Maluchy kochały gubić koła (pękały resory, odpadały śruby mocujące koła), niestety elementy układu kierowniczego i tylnego zawieszenia nie grzeszyły trwałością. Nie wspomnę nic o przegubach napędowych, bo chyba każdy właściciel malucha wie o czym piszę.
Silnik. Dwucylindrowy chłodzony powietrzem. Początkowo o pojemności 600 ccm i mocy 23 KM, później o pojemności 650 ccm, w którym moc wzrosła drastycznie do 24 KM. Z takimi silnikami nie mogło być mowy o jakichkolwiek osiągach. Samochód z silnikiem o pojemności 650 ccm osiąga katalogowo prędkość maksymalną 105 km/h, a sprint do setki zajmuje mu 46,6 sekundy. Skrzynia 4-biegowa, brak synchronizacji pierwszego biegu.
Co zaskakujące - przy całym tym braku mocy Polacy masowo jeździli maluchami na wczasy (mój dojechał nawet do Turcji i z powrotem, a jedyną awarią było oberwanie osłony koła zamachowego). Polscy inżynierowie poszli o krok dalej. Mianowicie skonstruowali oni przyczepę kempingową Niewiadów N126, która była przeznaczona dla Malucha. Takie zestawy, cóż, jeździły tylko nad morze i na Mazury, bo o jakichkolwiek podjazdach na wypad w góry nie było mowy. Zresztą prędkość maksymalna takiego zestawu wynosiła około 70 km/h, a osiągnięcie tej prędkości trwało wieki, więc jazda gdziekolwiek była męką. A mimo to Polacy chętnie korzystali z takich zestawów. W tamtych latach wyprawa była przygodą i rozkoszowano się każdym kilometrem drogi.
Więc za co Polacy kochali maluszka? A za co kocha się kapryśne, nieznośne dziecko? Za to, że jest. I nic tej miłości nie zmieni! Produkcję malucha zakończono w roku 2000, po wyprodukowaniu 3 318 674 egzemplarzy. Maluszek powstał w różnych wersjach, między innymi jako kabriolet (wersja Bosmal)...
Komentarze