Jednak najgorszą bolączką tego samochodu była jego totalna nieprzewidywalność na drodze. Podczas jazdy na łuku i zdjęcia nogi z gazu tył odciążał się momentalnie i samochód stawał się niesamowicie nadsterowny. A że wolno się tym samochodem nie jeździło - skutki wypadków były opłakane.
Dachowanie najczęściej kończyło się uwięzieniem w pojeździe (brak możliwości otwarcia drzwi), a pasy bezpieczeństwa to w tamtym okresie mrzonka. Z racji swoich skłonności do zabijania kierowców samochód nosił przydomek przyjaciela wdów.
Produkcję tego modelu zakończono w roku 1957, po wyprodukowaniu 1400 sztuk (w tym 6 szt. specjalnych samochodów z lekkim nadwoziem z aluminium). Jego następca, czyli roadster W198 II - już z konwencjonalnie otwieranymi drzwiami - produkowany był w latach 1957 - 1963. Ogólnie wyprodukowano 3258 egzemplarzy obu serii.
A ile jest wart Gullwing dziś?
Niemało - jego wartość jest szacowana na okrągły milion dolarów. A że samochód solidnie zasłużył na swoją opinię - o tym przekonał się niedawno pracownik jednego ze specjalistycznych serwisów Mercedesa, kasując doszczętnie wart 650 000 Euro samochód, o czym pisałem tutaj. Ostatecznie jednak Mercedes podjął się odbudowy pojazdu, do której wykorzysta zachowane przez lata w magazynach części.
Samochód został uznany przez Jamesa May'a za Top Gear za pierwszy supersamochód, jaki powstał - z tym można dyskutować, niewątpliwie jest to pierwszy niemiecki supersamochód, jaki powstał po wojnie. James uzasadnił to tym, że supersamochód powinien być wyjątkowy, mieć fenomenalne osiągi, przykuwać uwagę każdego, powinien być kapryśny, każdy kilometr jazdy takim samochodem to powinna być walka o życie, a także taki samochód powinien być niewiarygodnie drogi i mieć... mizerny bagażnik. I Mercedes 300 SL taki był.
Na fali nostalgii fabryczny tuner Mercedesa firma AMG wypuściła model SLS AMG, czyli współczesnego Gullwinga, produkowanego od roku 2010 do roku 2014. No, ale to nie o nim ten artykuł...
Czy dziś tak nieprzewidywalny samochód mógłby powstać? Raczej nie - firma zbankrutowałaby, płacąc rodzinom zabitych kierowców sowite odszkodowanie. A w latach 50.? Cóż - wtedy było inaczej. Auta konstruowali wizjonerzy i projektanci, a nie księgowi. Napawajmy oczy patrząc na te piękne kształty...
Komentarze