Nie będę pisał za wiele o tym aucie, bo kocham ten samochód miłością szczerą i namiętną. Serio. Dla mnie to absolutny top 1 moich marzeń. Wszystko w tym samochodzie jest przepiękne.
Samochód w kolorze HEMI-Orange (jak dla mnie jest to czerwony, ale ja jako facet nie rozróżniam za wielu kolorów. Albo coś ma kolor ładny, albo nie. Ten konkretny kolor jest szałowy. Pasuje do tego samochodu. Szkoda tylko, że auto ma białe pasy, dach i tapicerkę. Jak by były koloru czarnego, to już szał...
Sylwetka auta? Obłędna. Nie widzę w niej zbędnych rzeczy. A te wloty na masce. Jestem w nich szaleńczo zakochany. Tylko Amerykanie mogli wymyślić coś tak szalonego i tylko om mogło się to udać.
Tył - świetny. Tu brakuje mi czarnego pasa pomiędzy lampami, a listwą chromową u góry. A takie wersje bywały i wyglądało to świetnie.
No może i spojler by się przydał, choć to niekonieczne. Zwróćcie uwagę na tylne koło jak się cudownie z autem komponuje...
Serce to V8 o pojemności 7,2 litra i mocy 390 KM. Zresztą moc należy traktować jako przybliżoną, bo Amerykanie zaniżali ją, by nie płacić za samochód wyższych podatków, które były uzależnione od mocy i wzrastały znacznie powyżej 400 KM. Hamownia pokazywała prawdę i najczęściej wychodziło koło 430 KM. W autach Europejskich ten silnik bez problemów osiągał 465 KM. Moment obrotowy 662 Nm.
Do setki auto zbierało się w 6,2 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 225 km/h. Co do spalania. Cóż. 60 litrowy bak w mieście nie starczał na 200 kilometrów. Kończył się znacznie szybciej. Najczęściej zasięg 100 - 140 km na baku można było uznać za realny.
Komentarze