Mi się bardziej podoba jego tył. Za jego wygląd odpowiada Flavio Manzoni, czyli osoba która też zaprojektowała F12 berlinetta i LaFerrari.
Wracając do mechaniki: pierwsza "setka" pojawia się na liczniku po 3.6 sekundach, a wskazówka zatrzymuje się przy 316 km/h. California T montuje amortyzatory zwane Magnaride, które reagują 2 razy szybciej od poprzedniego modelu. Układ hamulcowy F1-Trac pozwala zatrzymać 1.625 kg z 100 km/h do 0 w 34 metry.
Głównym powodem zamontowania turbo pod maską nie są osiągi, ale troska o niedźwiedzie polarne. Emisja spalin wynosi około 250g na kilometr a spalanie jest mniej więcej o 15% mniejsze. Ale nie oszukujmy się. Ktoś kto kupuje taki samochód nie martwi się, czy przez niego lodowce się topią czy nie.
Ale niestety, jak każda inna marka, Ferrari musi zmniejszać spalanie i emisje bo Unia Europejska tak każe. Dlatego marka z Maranello tym razem nie rozstanie się tak prędko z turbo, albo silnik będzie współpracował z jednostką elektryczną.
Kolejnym dowodem jest Ferrari 488 GTB, ewolucja Ferrari 458 Italia, z nazwą głupszą od jego wyglądu. Zgodnie z tradycją nazwa ma coś wspólnego z silnikiem co go napędza (308= silnik 3l, 8 cylindrów, 348= silnik 3.4l, V8, 360= silnik 3.6l, 458= 4.5l V8) a w nim zgodna jest tylko ostatnia liczba, bo będzie napędzana silnikiem V8 o pojemności 3.9 litra i mocy 670 KM.
488 GTB popsuł moje plany, bo kiedyś napisałem, że w ilość drogowych Ferrari z silnikiem turbodoładowanym można policzyć na palcach jednej ręki (albo stopy, jak kto woli). Jeszcze nie wszystko stracone, bo ten model jeszcze nie wszedł do produkcji. Więc potwierdzam, ilość drogowych Ferrari które weszły do produkcji można policzyć na palcach jednej ręki:
1. 208
2. 288 GTO
3. GTB/GTS Turbo
4. F40
5. California T
Chyba, że mamy tutaj jakiegoś pterodaktyla, wtedy nawet po wejściu do produkcji 488 GTB będzie mógł powiedzieć, że może policzyć Ferrari z turbo na palcach jednej ręki.
Komentarze