Miła przejażdżka z plecaczkiem, prędkości dochodzące do 200 km/h i opona, która najwyraźniej miała już dość. Brzmi jak doskonały przepis na thriller, nieprawdaż?
Zaczęło się od lekkiej wibracji tylnego koła, które było odczuwalne jedynie na krótką chwilę wysprzęglania. Po wrzuceniu biegu, przy konkretnie odkręconej manetce, wibracje nie były odczuwane w ogóle.
Poza "spadkiem mocy" spowodowanym sflaczałą oponą, który wyczułem dopiero po 7-8 km (kto by się przejmował brakiem mocy, wyprzedzając w tym czasie wszystko co było na autostradzie) i wibracjami tylnego koła, brak było jakichkolwiek niepokojących sygnałów.
Po około 10 km, na lekkim lewym łuku poczułem wężykowanie motocykla, a chwilę później rozległ się charakterystyczny huk, po którym CeBRa zaczęła gwałtownie wytrącać prędkość. Na szczęście udało się delikatnym hamowaniem zatrzymać motocykl na poboczu.
Prawdopodobnie opona uległa przebiciu na jednym z łuków, następnie powoli traciła powietrze, stawiając coraz większy opór toczenia, by na końcu dokonać żywota w wielkim stylu.
Myślę, że mimo wszystko moja CeBRa mnie bardzo kocha, bo udało się uratować przed upadkiem i wszystko skończyło się szczęśliwie.
Edit: Autostrada, na której przyznaję, przesadziłem z prędkością, była prawie pusta, jednakże z całą pewnością nie powinno się przekraczać dopuszczalnych prędkości i stanowczo to odradzam.
Mój przykład uświadomił mi, że nieszczęśliwy przypadek może doprowadzić do przykrych konsekwencji.
Nie miało znaczenia, że opony, jak i cały motocykl były w idealnym stanie technicznym.
Ja miałem wiele szczęścia, ale cała sytuacja mogła skończyć się bardzo źle.
Traktujcie ten materiał jako przestrogę i nie popełniajcie tego błędu, który popełniłem ja, a mianowicie jak tylko usłyszcie/zobaczycie/poczujecie, że coś niepokojącego dzieje się z pojazdem, którym się poruszacie, najlepszym co możecie zrobić, to zatrzymać się i upewnić, że wszystko jest w porządku!
Komentarze