Ten nowoczesny, dodany tylko po to, by nie waliła po oczach od razu ściana tekstu
Od kiedy istnieje motoryzacja (lub przynajmniej odkąd ja pamiętam), Polacy ZAWSZE narzekali na nowe samochody. Nigdy im nie było po drodze z nowościami. Poniżej podzielę się przykładowymi argumentami za tym, że nowe samochody są złe oraz zastanowię się nad tym, dlaczego tak się dzieje.
Od razu na wstępie uwaga – z tego tematu wyłączam samochody wyłącznie elektryczne i skupiam się na czymś, co ma silnik spalinowy lub jest hybrydą. Elektryki opiszę niebawem. Druga uwaga – ja lubię i auta nowe, starsze, i klasyczne. Nie trzymam strony ani jednych, ani drugich. Postaram się temat przedstawić w miarę obiektywnie. I zaznaczam - to są tylko moje odczucia i wcale nie musisz się z nimi zgadzać. Każdy może mieć swoje zdanie, za to ludzi szanuję. A jeszcze bardziej szanuję, jak wyrażają swoje zdanie nie obrażając rozmówcy. Za auta nowoczesne uważam modele obecnie produkowane, lub samochody od rocznika 2015, bo ten rok pada obecnie najczęściej na wszelkiego rodzaju grupach jako granica tego nowoczesnego. No to jedziemy…
98 - pamiętajmy to rok śmierci prawdziwej motoryzacji
#1. Po XXXX roku prawdziwa motoryzacja się skończyła
Czemu XXXX – bo tu nie ma ustalonego roku. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że podany rok to rok produkcji auta, który posiada piszący te słowa. Więc rok w tym argumencie zmienia się dość płynnie. Ba, nawet piszący takie słowa potrafi zmienić rok po zmianie samochodu na nowszy. Więc data jest taka, jaka piszącemu jest w danej chwili wygodna. Czasami jest tak, że dopytuję, jakim autem piszący te słowa jeździ i okazuje się, że model, którego używa, produkowany był jeszcze przez kilka lat, zatem naprawdę nie wiem, czemu akurat piszący ten argument kończy motoryzację na jego egzemplarzu. A także zawsze pytam, co takiego stało się w XXXX roku, że prawdziwa motoryzacja się skończyła. Jeszcze nigdy na to pytanie nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Ale nie zrażam się i będę dalej wypytywał. O wynikach postaram się poinformować czytających te słowa.
Zakląłeś mnie w dotyk... (za artystką nie przepadam, po prostu ten tekst mi tu pasował)
#2. Nigdy nie kupię nowego auta, bo to tablety na kołach
Tak, obecnie modny jest argument tabletów na kołach. W pod koniec 90. (bo w latach 80. nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru) były to jeżdżące plastiki, w pierwszej dekadzie XXI wieku to był argument komputerów na kołach, by 10 lat później zamienić się w jednorazówki. Obecnie są to tablety na kołach. Co śmieszne – obecnie właśnie te jeżdżące komputery są wspaniałe, bo jeżdżące plastiki już są za stare. Ci, co nigdy nie kupiliby takiego jeżdżącego komputera na kołach dziś go kupują i sobie chwalą, że posiadają nowoczesne auto. Z czego to wynika? Ano z tego, że jesteśmy społeczeństwem ubogim. I nie stać nas na nowe samochody i właśnie w ten sposób uzasadniamy swoje wybory, jednocześnie marudząc na pojazdy nowsze. Za 20 lat tablety na kołach staną się w porządku, za to najnowsze pojazdy będą na cenzurowanym. Pamiętacie jakie larum było, gdy do aut wchodziły pierwsze kolorowe nawigacje? Że jak to z takim rozpraszającym telewizorem w ogóle jechać. A obecnie ci, co tak narzekali na grupach zadają pytanie: Koledzy, jakie są najnowsze mapy do... Powyższe przemyślenie pasuje mi także do argumentu o końcu prawdziwej motoryzacji. A całe to marudzenie zaczęło się od otwarcia granic na początku lat 90., kiedy to ludzie zaczęli sprowadzać auta zachodnie. Wtedy zaczęły się narzekania, że nie ma to jak Polonez czy Polski Fiat, że są lepsze od tych zachodnich śmietników. I tak się to ciągnie przez lata.
Ten, który powoli zyskuje miano auta uduchowionego
#3. Dawniej samochody miały duszę
Tu podobnie jak na końcu prawdziwej motoryzacji dopytuję, czym ta dusza jest i jakim autem piszący te słowa jeździ. Nikt nie wiedział niestety, czym owa magiczna dusza jest, ale ponownie coraz to młodsze roczniki aut zyskują duszę. Przedstawię to na przykładzie Golfa. Jeszcze w roku 2005 Golf V to był bezduszny komputer na kołach, a duszę posiadał Golf II. W roku 2015, w czasach Golfa VII, duszę zaczęła posiadać IV (niestety III zaszczyt posiadania duszy czemuś ominął). Obecnie mamy Golfa VIII, a duszę posiada… Golf V, czyli wspomniany bezduszny komputer na kołach. Tak zacząłem sobie dociekać i wyszło mi z moich przemyśleń, że ową magiczną duszę zyskują samochody, które stanieją poniżej 20 000 zł (no max 25 000). Wtedy są godne nosić miano auta z duszą. Więc posiadacze Golfów VIII niech się nie łamią, tylko trzymają swoje auta, będą one miały swoją duszę. Póki co są tabletami na kołach. Czy byłem jakoś wyróżniony, gdy posiadałem auto z duszą? Nie. Czy czuję się źle, że nie posiadam auta z duszą? Nie. Kupuję auta, które mi się podobają. To ja się mam w nich dobrze czuć i tyle. Czy kupię sobie jeszcze auto używane (klasyka?). Owszem. Czemu? Bo chcę, bo lubię, bo takie auto mi się podoba. Żadnej ideologii do zakupu o duszach nie będę sobie dorabiał. I nie hejtuję aut starszych, szanuję je. Bez nich nie było by tego, co teraz mamy. Wniosły swoją cegiełkę w rozwoju motoryzacji i chwała im za to. Bo czasami właściciele nowych aut zapominają, jak śmigali samochodami starszymi i wyśmiewają je. Czemu? Nie wiem. Ja szanuję i tego, co ma samochód używany i tego, który ma auto nowe. Za to nie cierpię jak ktoś popada w skrajność i na siłę próbuje udowadniać swoje racje.
Duże przebiegi, powiadasz? Potrzymaj mi piwo...
#4. Nowe auta to jednorazówki i co wymianę oleju wymiana silnika, a dawniej silnik to robił po milion kilometrów. Dlaczego teraz takich nie robią?
I tak, i nie. Były trudne czasy początków downsizingu (odkąd zapowiedziano wejście normy Euro5, czyli jakoś od 2008 roku), kiedy producenci musieli się przestawić na nowe technologie i nowe rozwiązania. Nie były one zawsze do końca przemyślane i prawdą jest, że mnóstwo producentów wypuszczało zwyczajne gnioty. I fakt, te silniki psuły się czasem i po 40 000 km. Prym w tym wiedli producenci z Niemiec, ale i Francuzi im nie odpuszczali. Te lata to wrzód na tyłku w motoryzacji i lepiej, by szybko poszły w niepamięć. Jednak po kilku latach procesy technologiczne zostały opanowane, silniki dopracowano i znów w większości robione są naprawdę dobre silniki. Można powiedzieć, że wypuszczane po roku 2015 silniki już są w większości dość trwałe. Choć i obecnie zdarzają się buble, ale to zdarzało się, odkąd istniała motoryzacja. Czy teraz nie robią trwałych silników? Owszem, robią. Przykładem mogą być choćby hybrydowe Toyoty. Robi toto setki tysięcy kilometrów i jeździ niezawodnie. Podobnie rzecz się ma z silnikami Mazdy. Taki silnik potrafi i trzy budy przeżyć. Albo fiatowskie słynne 1.4. Robi toto kilometry i działa. Czy dawniej robili silniki złe? Owszem, robili. Choćby oplowski 90-konny 1.6 z Kadetta SR (niech mu ziemia lekką będzie), czy 2.5 TDI V6 150 KM i naprawdę wieeele innych. W zafałszowaniu obrazu motoryzacji pomagają często nieuczciwi handlarze, robiący korektę liczników, przez co kupujący nowoczesny samochód ma wrażenie, że po 200 000 kilometrów wszystko się sypie, podczas gdy jego samochód często ma po 400 i więcej tysięcy nalatane (i takie przebiegi w pięcioletnim aucie się zdarzają, serio).
#5. Teraz to samochody psują się po gwarancji, a dawniej robiono je na lata
I to jest naprawdę jeden z nielicznych sensownych argumentów, pod którym się rękami i nogami podpisuję. Bo faktycznie obecnie producent robi wszystko, by jak najszybciej zmienić samochód na nowy. Czemu tak się dzieje? O tym można się szybko przekonać, wpisując na YT „Spisek żarówkowy nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności”. Tak wszystko ślicznie zostało wyjaśnione. Więc producent stosuje różne triki, które mają uczynić samochód nieprzydatnym do dalszej eksploatacji. Wśród nich najgorszym co wymyślono jest serwis olejowy co 30 000 km. To dla silnika jest dramat. Olanie zaleceń producenta i wymiana oleju co 10 000 km skutkuje naprawdę znacznym wydłużeniem żywotności silnika. Jak znacznym? Niektórzy szacują, że nawet trzykrotnym. Dawniej ludzie naprawdę dbali o samochody. Dziś jest to narzędzie takie samo jak suszarka do włosów. A obecnie nowe auta kupują firmy, którym zależy na jak najniższych kosztach serwisu. Klient indywidualny, który kupił taki samochód dla siebie, wymienia olej często. I teraz samochody zadbane od początku przejeżdżają bezawaryjnie mnóstwo kilometrów. Te, które są serwisowane zgodnie z zaleceniem producenta… są dość problematyczne w dalszym użytkowaniu. Ale nie wszystkim producentom odwaliło. I tu powrócę do Toyoty. Czemu? Bo zaleca ona wymianę oleju w hybrydach co 15 000 km. Gdy wymieniałem olej po 12 000 km powiedziano mi jako ciekawostkę, że ten samochód na silniku spalinowym zrobił niecałe 8000 km, resztę dystansu przejechał na silniku elektrycznym. Więc tak naprawdę wymieniłem olej po 8000 km. A rzadko który samochód hybrydowy przyjeżdża na wymianę oleju z przebiegiem na spalinówce większym niż 10 000 km. Ponadto są to odciążone silniki pracujące w trybie Atkinsona i mamy przepis na długowieczność. Toyota zrobiła ostatnio specjalną stronę dla osób z dużymi przebiegami. Prym tam wiodą właśnie hybrydy i cała masa z nich ma powyżej 600 000 km. Czy dawniej robiono tylko dobre samochody? Otóż nie. Do dziś pozostały tylko te ponadprzeciętnie trwałe, o które ktoś dbał. Śmiem twierdzić, że 90% aut z lat 80. i 70% aut z lat 90. już służy jako żyletki lub okucia drzwiowe tudzież ościeżnice. Gdyby było inaczej na naszych ulicach śmigały by Ople Katetty, Ascony, Peugeoty 205, Talboty, Renault 9, 11, 21 i inne z lat 80. i 90. A nie śmigają... To samo stanie się z obecnie produkowanymi autami – za 20 lat pozostanie 10% z nich - tych najtrwalszych. Problem jest tylko jeden. Samochody z lat 80. i 90. zanim poznikały służyły w większości jeszcze przez kilkanaście lat. Te nowoczesne poznikają z ulic znacznie szybciej i zostaną zastąpione kolejnymi generacjami. I jeżeli mam być szczery, to dziś niemiecka wielka trójka produkująca auta z segmentu premium do dziś zalicza znaczny spadek jakości, niestety. I piszę to na podstawie własnych doświadczeń. Dlatego w przypadku zakupu nowych aut warto rozważyć alternatywy z Francji, Japonii, Korei, a w niedalekiej przyszłości także i... Chin.
#6. Kupuję starsze auto, naprawię je i wiem, co mam
Oj, nie – nie wiesz, co masz. Wiedział, co miał tylko i wyłącznie pierwszy właściciel pojazdu. Dla każdego następnego ten samochód to mniejsza lub większa zagadka. Właściwie sformułowane zdanie powinno brzmieć: kupuję używane auto, naprawię je i wiem, co i jak w nim naprawiłem. Zawsze to powtarzałem i powtarzał będę jako posiadacz ponad 30 samochodów używanych. Zresztą po zakupie każdego używanego auta na początku to najczęściej jest usuwanie druciarstwa, zaniedbań i patentów poprzednich właścicieli.
Komentarze