Jednak nie wnętrze było tym, co wyróżnia DS, tylko jego zawieszenie. W samochodzie zastosowano hamulce tarczowe wszystkich czterech kół (nowość w klasie średniej) oraz hydraulikę, która sterowała zawieszeniem, układem hamulcowym, sprzęgłem (wybrane modele), wspomaganiem kierownicy.
To rozwiązanie miało swoje zalety, ale też i wady. Najpierw zawieszenie. Po uruchomieniu silnika Citroen się podnosił.
Zawieszenie zawsze dążyło do poziomowania nadwozia. Co to dawało? Zobaczcie, jak Citroen pokonywał nierówności.
Można go było także podnieść dość wysoko, co umożliwiało szybką wymianę koła nawet bez podnośnika (a za pomocą koziołka). Napisał do mnie właściciel DS i przekazał jedną ciekawą rzecz. W tym samochodzie istniała możliwość jazdy na trzech kołach!
Ale co, gdy zawiedzie hydraulika, a trzeba będzie wymienić koło? Nie martwcie się - Citroen to przewidział. Wystarczyło wtedy wziąć klucz do kół i odkręcić jedną śrubę, która trzymała błotnik, zdjąć go, by odsłonić koło i gotowe. Jednak wtedy przydawał się podnośnik. Śruba znajduje się nad odblaskiem. Jeśli zastanawiałeś się, do czego służy - to właśnie już wiesz.
Oprócz zawieszenia hydraulika sterowała także wspomaganiem kierownicy. Z kolei hamulce dla kierowcy nie obeznanego z Citroenem działały w systemie praktycznie włącz - wyłącz. Albo działały z maksymalna siłą, albo nie. I tu wychodzi pewna wada tego rozwiązania. Mianowicie podczas skrętu po wykonaniu manewru - kierowca puszcza na chwilę kierownicę, by się koła wyprostowały. W normalnym samochodzie one się prostują i po kłopocie, ale nie w Citroenie. Tutaj kierownica prostując się dobija nieco w przeciwnym kierunku i tak kilka razy. Załóżmy, że skręcamy w prawo, puszczamy kierownicę - a ta prostując się odbija nieco na lewo, potem na prawo - lewo. I tak samochód wężykuje. Podczas tych manewrów nadwozie się przechyla, a układ samopoziomowania dąży do jego wyprostowania. Układ niestety nie nadąża za szybkimi ruchami kierownicą i... I właśnie złośliwi twierdzą, że wypuszczając ten model na rynek Citroen zdefiniował pojęcie choroby lokomocyjnej. Bo choroba morska na drodze nie była zbyt fortunnym określeniem. Ale jak kogoś muliło, kierowca sięgał po broń ostateczną - hamulec. Wtedy pasażerowie lądowali na przedniej szybie i odechciewało im się wszelkich sensacji żołądkowych.
Użytkownicy pierwszych serii DS skarżyli się też na uszczelki, które po krótkim czasie przeciekały i które powodowały, że samochód stawał się niezdolny do jazdy. Citroen wziął sobie te uwagi do serca i dość szybko uporał się z problemem uszczelek. Winnym okazał się płyn bazie syntetycznej LHS, który je wyżerał. Bardzo poważny problem początku produkcji rozwiązano później wprowadzając nową wersję płynu LHS2, a później projektując nowy - zielony, mineralny LHM - który jest stosowany do dziś. Obecnie wytrzymują one około 50 lat, co jest wynikiem dość przyzwoitym.
Jednak to nie koniec nowinek, jakie Citroen miał w arsenale. W roku 1967 DS przeszedł kolejny już lifting i w tymże roku jako opcja pojawiły się światła doświetlające zakręty (standard w wersji Pallas - piszę to, bo w komentarzach pewnie to wytkniecie). Były one sprzężone z układem kierowniczym i świeciły tam, gdzie skręcał kierowca. Nie było to jednak idealne rozwiązanie, bo umiejscowienie tych świateł było na tyle niefortunne, że podczas maksymalnego skrętu światło zewnętrzne świeciło w reflektor, a nie na drogę. Niemniej jak twierdzi właściciel DS - to rozwiązanie jest rewelacyjne.
Citroen bardzo się chwalił tym rozwiązaniem i nawet wypuścił stosowny filmik reklamowy.
Na szczęście urwali go w momencie, gdy światło zaczynało świecić gdzie nie trzeba. Jednak można znaleźć w sieci filmiki pokazujące świecenie lampy zakrętowej w reflektor.
Komentarze