W roku 1980 świat ujrzał to cudeńko. Samochód z charakterystycznym czarnym plastikowym pasem bocznym idącym od świateł przednich do tylnych. Światło dzienne ujrzał bowiem wtedy pierwszy Renault Fuego. Pojawił się i świat go pokochał. Ogółem wyprodukowano ponad 220 000 egzemplarzy tego modelu, co jak dla auta sportowego to wynik imponujący. Fuego to znaczy po Hiszpańsku ogień. Nazwa zapożyczona od aktywnego wulkanu znajdującego się w Hszpanii. Miała się kojarzyć z dynamiką. I o ile o podstawowej wersji 1,4 o mocy 64 KM nie można powiedzieć, że była Fuego, o tyle o topowej 1,6 turbo o mocy 133 koni można śmiało rzec, że była Fuego. Auto przyspieszało do 100 km/h w około 9 sekund (wtedy Ferrari 308 GTB przyspieszało w 7 sekund do setki), więc było żwawe. I dość tanie. Kosztowało tyle co popularny model 18. Za design nadwozia odpowiadali szef Service Style Automobile Renault (dział designu), Gaston Juchet oraz nowy designer Robert Opron, który do Renault trafił wprost z firmy Citroen, gdzie projektował m.in. model SM i CX. O ile auta sportowe były proste i skromnie wyposażone (liczyła się moc) o tyle Fuego kusiło luksusem. W topowej wersji kusiło sprzętem grającym Philipsa (radio 1 din + wzmacniacz z equalizerem 1 din). Klimatyzacja, zamek centralny, elektrycznie podnoszone szyby, elektrycznie sterowane i ogrzewane lusterka czy skórzana (lub pół skórzana) tapicerka były standardem w wersji GTX (tylko silniki 1,6 Turbo i 2000). Jednak nawet i najsłabsze autka można było całkiem nieźle wyposażyć (w standardzie było wspomaganie kierownicy i centralny zamek w przypadku silnika 1,4). I to wszystko było dostępne w roku 1980...
Witam ... Przepraszam, że tutaj to piszę, lecz nie mam żadnych danych kontaktowych do dwóch Panów, którzy wczoraj na drodze krajowej nr 15 miedzy Strzelnem a Inowrocławiem okazali wielką pomoc dla mnie, jak moje Auto stanęło w płomieniach na drodze! Gdy oczywiście moja gaśnica się skończyła, próbowałem zatrzymać inne pojazdy, by użyczyli gaśnicę. Przejechało mnóstwo aut ciężarowych i osobowych. Nikt się nie zatrzymał ... A Ci dwaj panowie się zatrzymali sami od siebie, bo już ogień się ugasił, lecz dali mi swoją gaśnicę z auta bym miał w razie gdy wybuchnie znów ogień. Wielkie dziękuję Panowie, mało takich ludzi jest na naszych drogach! I tutaj apeluję kierowco: Pamiętaj ciebie też to może spotkać! Dziękuję panowie jeszcze raz, w tym stresie wczoraj nawet nie wiem czy wam podziękowałem!
Film nie mój, ale udostępniam, żebyście zobaczyli co może zrobić ogień i wybuch opony od lawety (najprawdopodobniej właśnie od "kapcia" się zapaliło. :)