Szukaj
Znalazłem 191 takich materiałów
Rany, ależ to się szybko dzieje. Pięć minut temu hybrydy były dla głupków wierzących, że jeżdżąc samochodem z dwoma silnikami, pomagają oszczędzać światowe zasoby. A auta elektryczne były dla śmiertelnie durnych. Naprawdę. Tak było. Kiedyś zderzyłem czołowo G-Wiza ze stołem kuchennym i to stół wyszedł z tej kolizji w lepszym stanie. Po co jeździć autem, dzięki któremu świat stanie się lepszy, skoro i tak nie zdążymy się tym nacieszyć? Ale wczoraj było wczoraj, a dziś jest dzisiaj – zupełnie inaczej. Dwa najlepsze supersamochody w historii są hybrydami. Wszystkim prowadzącym BMW i8 z podziwu opada szczęka. A na czysto elektrycznym froncie jednym ruchem przeszliśmy od G-Wiza do i3. To trochę tak, jakby bracia Orville i Wilbur Wrightowie, lądując w Kitty Hawk, stwierdzili: „Dobra, chyba się udało. Bierzmy się za F14”.
Stary dobry silnik spalinowy odchodzi do lamusa zdumiewająco szybko, a lamenty nad jego upadkiem przywodzą mi na myśl Neila Younga, który jęczy bez końca, że płyta winylowa umarła, a cyfrowy dźwięk nie ma już tej głębi. Może i tak, tyle że na iPodzie piosenki się nie podrapią.
To wygoda zabiła winyle i jeszcze większa wygoda położyła kres (w jakiś miesiąc) płycie CD. Bo każdy lepszy pomysł chwyta niewiarygodnie szybko. Dopiero co telefony stały na stoliku w przedpokoju. A zaraz już ich tam nie było – bo znalazły się w naszych kieszeniach albo na naszych nadgarstkach.
Dopiero co korzystało się z maszyny do pisania. I zaraz – ciach! Mieliśmy laptopy. Dopiero co wysyłało się listy pocztą, a zaraz e-mailem. Dopiero co nagrywało się odcinek telenoweli na mangetowid (oczywiście przez pomyłkę), a już po chwili na dekoder.
Okres przejściowy właściwie nie występuje. Świat nie siada, by przez parę lat gryźć długopis i medytować nad tym, co byłoby najlepsze. Tylko w jednej chwili pali się papierosy, a w następnej wdycha mgłę. W jednej chwili chodzi do biblioteki, a w następnej czyta w Internecie.
Tak też się dzieje w świecie motoryzacji. Bo jak dużo czasu potrzeba, żeby wybrać między Porsche 911 a BMW i8? Dowiadujemy się, że jeden pali niecałe 4 litry na 30 km, a drugiemu 4,2 litra wystarczy na 200 km, i decydujemy się od razu. Chyba że jesteśmy kompletnymi wariatami.
Nie zapominajmy też, że i8 jest hybrydą wyczynową pierwszej generacji. To odpowiednik wczesnych telefonów komórkowych i pierwszych komputerów domowych z zielonymi ekranami. Skoro więc tempo zmian jest tak szybkie, wyobraźcie sobie, jak będą wyglądać samochody za pięć lat.
I wyobraźcie sobie, co oprócz silnika będzie napędzane energią elektryczną. Już teraz jest wykorzystywana do wspomagania układu kierowniczego, wynajdywania najlepszej trasy i unikania zderzenia z autem z przodu. Pomaga utrzymać samochód na pasie, kiedy kierowca pisze SMS, włączyć światła, kiedy zapada ciemność, i przesuwać siedzenia.
I nie mówię tu o drogich autach. Wszystko to jest dostępne już teraz w najzwyklejszych hatchbackach. Testuję obecnie Audi S1, które jest jednym wielkim gąszczem elektrogadżetów. A jednak jest wyposażone w ręczną skrzynię biegów. Tak jak nowiutka Corvette’a, którą testowałem wczoraj. I najróżniejsze Astony.
Czy to nie dziwne? Dzisiejsza branża motoryzacyjna potrafi stworzyć auta, które unikają kolizji i palą 2,1 l na 100 km. A tymczasem wciąż produkuje ręczne skrzynie biegów. To tak jakby mieszkać w inteligentnym domu, a drogę do klozetu oświetlać sobie świecami.
Przyznaję, że gdy jestem na torze, ciskam się i rzucam mięsem, kiedy nie wchodzi bieg, który wybrałem w skrzyni łopatkowej. Oczywiście, wiem dlaczego. Bo kiedy chce się zredukować do dwójki przy 110 km/h, to silnik rozpadnie się w drobny mak. Ale to mój silnik, i jeśli mam ochotę go rozwalić, to dlaczego elektryczna niania miałaby mi w tym przeszkadzać?
Na torze, gdzie jeździ się dla zabawy, o wiele lepiej sprawdza się skrzynia ręczna. Bo wtedy to ja jestem u władzy i mam więcej kontroli. Ale w każdej innej sytuacji samochód z ręczną skrzynią biegów jest jak telewizor bez pilota. Cholernie denerwujący.
Po pierwsze, chodzi o prędkość. Jakiś czas temu na rumuńskiej autostradzie odbyliśmy z Hammondem wyścig równoległy (za przyzwoleniem policji – dodaję na wszelki wypadek, gdyby ta informacja dotarła do „Daily Mail”). On jechał Ferrari Californią z dwusprzęgłową przekładnią z łopatkami, a ja Astonem Martinem DBS z ręczną. Oba samochody przyśpieszały z dokładnie tą samą prędkością, ale przy każdej zmianie biegów zostawałem jakieś 3 metry w tyle. Jego przełożenia były bezbłędnie płynne, a moje nie. Moje nie mogły takie być.
Druga sprawa to ruch uliczny. Zawsze kiepsko stanąć w korku, ale kiedy utknę w aucie z ręczną skrzynią biegów, korci mnie, żeby wysiąść i się zabić. Bo ciągłe wciskanie pedału sprzęgła jest męczące i bolesne. Zupełnie jakby się było na siłowni. A tam przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chodzi.
Wiejskie drogi? Miasta? Parkingi? Nie przychodzi mi do głowy żadne miejsce na świecie, gdzie ręczna przekładnia byłaby lepsza od współczesnej ręcznej z łopatkami albo gładko przerzucającego biegi automatu. Tymczasem w tańszych samochodach nie widać chęci zmian.
Pierwszym i oczywistym powodem są pieniądze – układ dwusprzęgłowy jest drogi. Ale wtrysk paliwa też. A jakoś nikt nigdy nie podnosi tego argumentu, opowiadając się za współczesną produkcją aut z podwójnymi gaźnikami Webera.
Pierwsze modele skrzyń z łopatkami były pożałowania godne. Brakowało im precyzji i płynności, w dodatku nie pozwalały zaparkować równolegle na wzniesieniu. Ale teraz działają bez zarzutu, mają funkcję „pełzania” i są cudowne. Nie ma wątpliwości, że czas pomachać ręcznej skrzyni biegów na pożegnanie.
Och, wiem, że niektórym purystom przytkają się nosy i zmoczą chusteczki. Ale spójrzcie na to w ten sposób: podczas gdy wszyscy będą jeździć hybrydami, które będą potrafiły same znaleźć właściwą drogę, i będą sączyć paliwo jak ksiądz herbatę na stypie po starszej pani, nie będzie przeszkód, żeby wielbiciele przeszłości nadal mieli wielkie V8, ręczne skrzynie
i radioodbiorniki.
Ręczne skrzynie są dziś równie bezużyteczne co konie – tych nawet zjeść się nie da. A jednak co weekend wiejskie krajobrazy zapełniają się ludźmi, którzy jeżdżą konno dla zabawy.