#3. Zmiana modelu i rocznika auta
Dlaczego producenci samochodów tak mocno skrywają daty premier nowych modeli i ich wygląd? Bo wiedzą doskonale, że wprowadzenie nowego modelu spowoduje znaczący spadek zainteresowania modelem starym. Pół biedy, jak generację zmienia taki Focus, Corolla, Astra czy Golf. Są to modele znane, że wystarczy obniżyć cenę modelu, którego produkcja zostaje kończona. I ta obniżka powoduje zainteresowanie klientów i wykupowanie modelu.
Mam paru znajomych, którzy tylko w taki sposób nabywają nowy samochód. Mówią, że wadą jest to, że nie możesz skonfigurować sobie auta marzeń, a musisz brać jak leci. Ale zaletą też jest to, że takie auta na koniec produkcji raz, że są sprawdzone i praktycznie bez wad (wady są wyeliminowane podczas całego życia modelu), a dwa, że nierzadko są to naprawdę dobrze wyposażone samochody, bo producent wsadza do nich wszystko, co mu zalega na półkach. I to wszystko w cenie promocyjnej. Nierzadko kupuje się wyposażone na max auto w cenie wersji podstawowej z danym silnikiem. Więc jest okazja. Ale i tak mało jest osób, które decydują się na zakup starego modelu, podczas gdy wiadomo, że nowy jest ładniejszy. I chyba lepszy, bo gorszego by nie wypuścili...
Dodatkowo pod koniec kalendarzowego roku producenci drżą o to, jak sprzedać modele zeszłoroczne. Więc stosują promocje i zachęty, ale auta z wbitym poprzednim rokiem produkcji na VIN zalegają place. Niektórzy poradzili sobie z tym problemem w dość prosty sposób. Zaczynają oni rok modelowy w sierpniu i już od sierpnia można kupić auto, w którego numerze VIN jest wbity rok następny. I tak można rozsprzedać auta z rocznika obecnego do końca roku, a potem spokojnie sprzedawać kolejny rocznik. Niestety nie każdy tak robi i podczas zmiany roku kalendarzowego place producentów zalegają samochody, których nikt nie chce kupić.
#4. Zmiany przepisów homologacyjnych
WLTP (Worldwide Harmonized Light-Duty Vehicles Test Procedure) to skrót, który spędza sen z powiek wszystkim producentom samochodów. A co to takiego? A to nowe przepisy homologacyjne, które weszły w życie w 2019 roku. A czego dotyczą? Ano pomiarów zużycia paliwa. Do tej pory pomiary takie przeprowadzano w laboratorium podczas symulowanej jazdy. I producenci nauczyli się je oszukiwać. Silnik podczas takiej symulowanej jazdy zużywał mniej paliwa. Po co? By obniżyć emisję dwutlenku węgla. Przekręt szybko wyszedł na jaw, gdy klienci kupując takie mega oszczędne na papierze auto ze zgrozą odkrywali, że ich samochód pali drugie tyle. I reklamowali taki pojazd, po czym reklamacja zostawała oddalana, a w uzasadnieniu pisano, że zużycie paliwa badane było w podstawowej wersji samochodu, a każdy kilogram wyposażenia dodatkowego to większe zużycie paliwa.
By temu zapobiec, wprowadzono właśnie WLTP. Jazdy mają się odbywać w ruchu ulicznym, a tam nie można tak bardzo oszukiwać, bo ruch miejski jest dynamiczny. I nagle okazało się, że samochody zaczęły palić więcej. Ba, normy te przewidują osobną homologację dla każdego silnika w każdej wersji wyposażenia. Wskutek tego producenci bardzo mocno ograniczyli gamę silników w swoich autach, a już wyprodukowane samochody z silnikami, które nigdy nie będą homologowane, poszły na przyzakładowe place. No i sam proces homologacji jest dość upierdliwy i ustawiają się kolejki chętnych na homologację, a wyprodukowane auta nie mogą być sprzedawane, więc co? Więc zalegają różne place.
#5. Kilka słów na podsumowanie
Po pierwsze ile takich nowo wyprodukowanych aut zalega różne składowiska? Niemało. Szacuje się, że liczba tych samochodów idzie w miliony. Stoją i niszczeją.
Czy ktoś coś zrobi z tymi samochodami? Teoretycznie obowiązek utylizacji tych aut spoczywa na producencie. Jednak jest to proces dość kosztowny i dla wielu nieopłacalny. Więc będzie tak, że te auta będą stały i rdzewiały, zaśmiecając dodatkowo środowisko. Chyba że ktoś pomyśli i zacznie coś z tym robić. Na przykład odsprzedawać takie samochody różnym organizacjom humanitarnym czy misjom pokojowym na całym świecie. Ale to nie rozwiąże problemu nadprodukcji.
Najlepiej byłoby produkować tyle aut, na ile jest zapotrzebowanie. Czyli wchodzisz, zamawiasz samochód, wpłacasz zaliczkę i po kilku tygodniach odjeżdżasz nowym autem. Ale tu mamy problem z ludźmi. Płacą oni za samochód i wymagają, by go odebrać teraz, natychmiast. A żeby tak zrobić, producenci muszą produkować więcej niż by to wynikało z realnego zapotrzebowania. I tu się błędne koło zamyka.
Komentarze