Challenger R/T zaprezentowany w roku 1970, o którym pisałem tutaj (https://mklr.pl/245936/), został stworzony, by rządzić na ulicach. Wyposażono go w silniki o mocach do 435 KM, która to moc nawet dziś robi wrażenie, a w latach 70. nawet Ferrari mogły mi takiej mocy pozazdrościć. Czy samochód wyprodukowany 48 lat później w dobie poprawności i produktów proekologicznych może być tak samo szalony?
Słowo wstępu (bo wypada)
Trzecia generacja Challengera (na drugą spuśćmy wymowną zasłonę milczenia) istnieje na rynku od roku 2008. Czyli produkowana jest przez 11 lat. Jak na współczesny samochód to bardzo długo. Oczywiście przez te wszystkie lata samochód był poddawany różnym liftingom, ale bryła nadwozia pozostała niezmieniona.
I bardzo dobrze, bo nawiązuje do pierwowzoru, jest ponadczasowa i może się podobać. I wcale się nie opatrzyła. Pomimo swoich lat samochód wygląda świeżo. Technicznie samochód bazuje na Mercedesie W210/W211 oraz W220. Silniki od V6 o mocy 309 KM (którego i tak prawie nikt nie kupuje) do V8 o mocy... No właśnie, zajmijmy się przeciwną stroną skali, bo okazuje się, że jeśli idzie o górny pułap mocy, to Amerykanie ostatniego słowa nie powiedzieli. A ten konkretny samochód posiada HEMI o pojemności 6.2 litra i mocy 840 KM oraz momencie obrotowym równym 1044 Nm i znów zawstydza Ferrari. Ale wszystko po kolei.
Samochód określany jest mianem wielkiej kanapy na kołach. Niby ładne sportowe coupe, ale podczas jazdy nie da się zatuszować tego, że przednie zawieszenie pochodzi od Mercedesa W220, a tylne od W211. A te samochody miały raczej niewiele wspólnego ze sportem, bowiem W220 to nic innego jak Mercedes S-klasse, a W211 to E-klasse.
Więc raczej limuzyny niż sportowcy. Płyta podłogowa samochodu pochodzi z W211. Tak więc to, co zaproponował Chrysler, współpracujący wtedy z Mercedesem, nie miało prawa się udać. Ale się udało.
Bo Amerykanie mają wywalone na to, czy auto jest miękkie czy nie i jak pokonuje zakręty i czy w ogóle je pokonuje. Samochody miały palić gumę i rwać do przodu. I Challenger to potrafił. A że przy okazji kołysał jak stary dobry krążownik, to już tylko zyskiwał w oczach obywateli z USA. Bo to, co dla mieszkańca Europy jest wadą, w oczach Amerykanina uchodzi za zaletę. Bo tak.
A Chrysler średnio się przejmował tym, jak auto się prowadzi, tylko zajął się jego przyspieszeniem. I tak w roku 2018 powstało to monstrum, czyli Dodge Challenger SRT Demon. Do setki przyspiesza w 2.5 sekundy, a prędkość maksymalna to 333 km/h. Nieźle jak na kanapę na kołach. Skoro najważniejsze sprawy mamy za sobą, skupmy się na szczegółach. Bo czyż nie ze szczegółów jest świat zbudowany?
Komentarze