Projekt "Szczur" upadł
Zaczęło się od pękniętej głowicy, gdzie koszty jakiejkolwiek naprawy przekraczały wartość samochodu w który i tak już zainwestowałem zbyt dużo. Ale skoro jeszcze jeździ to dlaczego nie zrobić z nim czegoś głupiego?
Samochód był strasznie pordzewiały więc postanowiłem że zrobię z niego szczura. Zaczęło się od klapy, a skończyło na pasie wokół samochodu. Ku mojemu zdziwieniu na całym samochodzie nie było ani jednej wgnioki czy dziury, a lewy bok był malowany ze trzy razy i szpachli było od groma, w sumie nie wiem dlaczego.
Po całkowitym pozbyciu się lakieru wpadłem na pomysł żeby na gołą blachę położyć bezbarwny lakier i tak to zostawić. Na tym projekt miał się zakończyć. Po drodze wpadły jeszcze sprężyny FK automotive -40mm, to były ostatnie pieniądze które zainwestowałem w ten wóz.
Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku że bezbarwny lakier też kosztuje (ale dziad ze mnie) i postanowiłem polecieć na grubo. Po dwóch tygodniach Marcyś zmieniła kolor i w głowie zaczęły tworzyć się wizje. Z czasem na zderzaku pojawił się stary halogen od ciągnika i tablice rejestracyjne na błotniku, ale to był dopiero początek. Na wiosnę miał wpaść bagażnik dachowy i parę innych pierdółek.
Jednak pewnego dnia stało się coś bardzo niemiłego. W drodze na zamarzniętą plażę przednie koło wpadło w błotnik. Trzeba było jakoś Marcyś zatargać do domu.
Po odkręceniu koła miało okazać się czy będzie opłacało się naprawiać czy nie. Najgorsze było to że sworznie były wymieniane przy okazji wkładania sprężyn.
I niestety moje obawy się potwierdziły, urwany wahacz zakończył projekt. Całe szczęście że stało się to na ośnieżonej polnej drodze przy 40 km/h. Jeżeli uda mi się wyciągnąć ładny wahacz z jakiegoś rozbitka to projekt będzie kontynuowany, jednak nie wiem czy mi się to uda. Nie bez powodu te wahacze są tak cholernie drogie :/
Komentarze