Tak wiem, znów Citroen ale nie byle jaki. 2CV, bo tak się ten model nazywa, był produkowany przez 42 lata, a jego plany powstały jeszcze wcześniej.
Pomysł na popularne auto powstał w głowie szefa firmy Citroën – Pierre’a Boulangera – w 1936 roku. Wtedy to, prezes Citroena, przekazał wytyczne jakimi mieli się kierować inżynierowie. Założenia były proste, auto miało mieścić cztery osoby i 50 kg bagażu oraz zapewniać taki komfort, żeby w koszu wypełnionym 60 jajami podczas jazdy z prędkością 50 km/h nie zrobiła się jajecznica. Poza wysokim komfortem jazdy nie było w zasadzie innych poważnych założeń.
Projekt został ukończony już w 1939 roku, jednak II Wojna Światowa pokrzyżowała plany co do seryjnej produkcji. Z 250 egzemplarzy został tylko jeden, udało się również zachować dokumentację techniczną pojazdu. Prototyp został ukryty z obawy, by by ich projekt nie dostał się w niemieckie ręce. Udało się osiągnąć cel. Produkcja ruszyła w roku 1948 i trwała aż do (uwaga) 1990 roku!
Prototypowy samochód miał charakterystyczne dwubryłowe nadwozie z płóciennym dachem. Dach można było złożyć. Szyby nie otwierały się w klasyczny sposób (nie opuszczały się), tylko były uchylane. W przeciwieństwie do produkcyjnego 2CV prototyp miał silnik chłodzony cieczą. Dwucylindrowa jednostka typu bokser o objętości skokowej 0,38 l rozwijała moc 8 KM. Chłodnica umieszczona była za silnikiem. Auto trzeba było uruchamiać korbą, bo projektanci nie zamontowali rozrusznika. Trzybiegowa skrzynia manualna nie miała synchronizacji.
Gdy w 1948 roku udało się wreszcie pokazać wersję produkcyjną, z miejsca okrzykniętą ją najbrzydszym samochodem świata. Inni znów nazywali go brzydkim kaczątkiem. Wersja produkcyjna, różniła się od prototypu dodatkowym reflektorem, dwoma wycieraczkami przedniej szyby, rozrusznikiem oraz 4 biegową zsynchronizowaną skrzynią biegów. Silnik zyskał dodatkowe konie, to znaczy dodatkowego konia, dosłownie. Zrezygnowano również z chłodzenia cieczą.
Największą zaletą Citroëna 2CV było jego nietypowe zawieszenie. Zawieszenie kół przednich było sprzężone z kołami tylnymi. Gdy auto najeżdżało np. lewym przednim kołem na wybój, unoszone było od razu tylne koło na taką samą wysokość, na jaką uniosło się koło przednie. Dzięki temu rozwiązaniu samochód nie wpadał w kołysanie wzdłuż osi poprzecznej, a to z kolei zwiększało komfort podróżowania.
Wnętrze było tak proste, że chyba prościej się nie dało. Początkowo drzwi nie miały żadnych obić, a siedzenia składały się z metalowych rurek, na których rozpięte było płótno. Wyposażenie wnętrza obejmowało kilka zegarów, wśród których znajdował się amperomierz.
Komentarze