Szukaj
Co zrobić, by długie jesienne i zimowe wieczory były znacznie ciekawsze? Wybierz gry planszowe dla całej rodziny i zaproś najbliższych do rozgrywki! Cała rodzina będzie się świetnie bawić, a najmłodsi dodatkowo mogą się wiele nauczyć. Sprawdź, w jakie gry warto zagrać tej jesieni - i bawcie się dobrze!
Gra w gry planszowe (bogata oferta na TaniaKsiazka.pl) z całą rodziną to nie tylko doskonała rozrywka, ale także sposób na budowanie silniejszych więzi i kolekcjonowanie wspomnień, które będą towarzyszyć nam przez lata. Wspólne spędzanie czasu przy planszówkach nie tylko rozwija umiejętności logicznego myślenia i współpracy, ale także wprowadza do naszego domu atmosferę pełną śmiechu i radości. Podczas gry wszyscy członkowie rodziny mają okazję do nawiązania bliższych relacji, poznania nawzajem swoich mocnych stron i (czasem zaskakujących) reakcji, to także idealna okazja do dzielenia się kreatywnymi pomysłami i strategiami. Dla dzieci to często pierwsza sposobność do doświadczania emocji zwycięstwa i nauki z porażek.
Gry planszowe dla całej rodziny - 7 emocjonujących tytułów
Gry planszowe stwarzają bezpieczną, swobodną przestrzeń do rozmów i zabawy. W dzisiejszym zabieganym świecie wydaje się to szczególnie ważne. Mogą stać się znakomitą rodzinną tradycją, sposobem na wypoczynek offline i umilenie sobie czasu w zimne, jesienne wieczory. Dlatego zaskocz bliskich – wybierz kilka tytułów gier z naszej listy i zaproś rodzinę do gry!
Mistakos (Trefl)
To gra zręcznościowa dostępna dla graczy już od 5 roku życia. Zadanie jest proste: gracze muszą ułożyć jak najwyższą wieżę z małych krzesełek, które znajdą w pudełku. Wygrywa osoba, która pozbędzie się wszystkich swoich krzesełek, a za zburzenie wieży są naliczane punkty karne. Niestabilna wieża z krzesełek wymaga rozwagi, sporo szczęścia i spostrzegawczości - który z członków Waszej rodziny okaże się najlepszy?
Trudniejsza wersja to Mistakos. Wyższy szczebel - w tej grze znajdują się także drabiny, które skomplikują rozgrywkę.
La Cucaracha (Ravensburger)
Ta gra może ożywić wieczory spędzane w domu, a wszystko za sprawą… karalucha! Gracze wcielają się w kucharzy, w których kuchni pojawiły się karaluchy. Muszą jak najszybciej zwabić szkodnika do pułapki, równocześnie odciągając go od pułapek przeciwników. Główny bohater całego zamieszania to nanorobot, który udaje karalucha i porusza się po planszy - labiryncie stworzonym z obrotowych sztućców. Rzut kostką wskazuje, który sztuciec gracz może przesunąć, tym samym otwierając lub zamykając karaluchowi drogę. Ta gra wywołuje sporo śmiechu i ma proste zasady - można w nią grać od 6. roku życia.
Wędrujące wieże (Rebel)
To nieco trudniejsza gra (dla dzieci od 8. roku życia), jednak nietypowa forma rozgrywki z okrągłą planszą z pewnością wciągnie całą rodzinę. Rozgrywka przenosi nas do fantastycznej krainy - Kruczego Królestwa, w którym uczniowie szkoły magii, aby zdać ostatni egzamin, muszą dotrzeć do zamku kruków, po drodze pokonując Wędrujące Wieże i rzucając zaklęcia. Wygrywa ten gracz, który jako pierwszy umieści wszystkich swoich uczniów magii w zamku kruków. Zasady tej gry są na tyle proste, że możemy w nią grać z nieco starszymi dziećmi, a równocześnie możliwość tworzenia strategii i kombinowania, jak osiągnąć cel, wciągnie nawet dorosłych miłośników planszówek.
Baśniowa Gospoda (Paolo Mori i Remo Conzadori)
Ta gra z pewnością zwróci Waszą uwagę piękną szatą graficzną i ciekawą formą rozgrywki. Kiedy rozpoczyna się Baśniowy Targ, różne stworzenia z baśni szukają noclegu w gospodzie. Trzeba odpowiednio ulokować je w wolnych pokojach oraz wykorzystać ich zdolności. Gracze walczą o tytuł najbogatszego gospodarza i zwycięża ten, któremu uda się zdobyć najwięcej monet.
Rozgrywka trwa zaledwie 15-20 minut, więc jest idealna dla dzieci, które szybko się nudzą. Bardzo jednak możliwe, że kiedy już poznacie tę grę, zechcecie zagrać w Baśniową Gospodę kilka razy z rzędu!
Dzieci kontra Rodzice. Czego o sobie nie wiecie? (NetMedia)
Ta niedroga gra stanowi odpowiedź na potrzeby dzisiejszego, zabieganego świata. Coraz mniej czasu spędzamy w rodzinnym gronie, rozmawiamy o sobie nawzajem i lepiej poznajemy własne potrzeby, marzenia, a nawet codzienne życie poza domem. Dzieci kontra Rodzice. Czego o sobie nie wiecie? zachęci nas do tego, stając się początkiem wielu ciekawych rozmów między dziećmi i rodzicami.
Gra zawiera pytania o kilku poziomach trudności, podzielone na te, które dzieci zadają rodzicom i te, które rodzice zadają dzieciom. Pytania, z jakimi się zmierzycie, to m.in. “Jaki jest ulubiony film mamy i taty?” albo “Czy chcę mieć więcej rodzeństwa?”. Gra jest przeznaczona dla dzieci od 6. roku życia i dostępne są różne jej warianty (np. edycja świąteczna). Przygotujcie ulubione przekąski, zróbcie ciepłe kakao i zacznijcie grę!
5 sekund. Junior (Trefl)
Wersja Junior tej popularnej gry towarzyskiej jest dedykowana maluchom od 6. roku życia, a zwykła - dzieciom od 8. roku życia. Powstały też warianty 5 sekund 2.0 oraz wersja dla dorosłych. Zasady są banalnie proste i z pewnością obudzą ducha rywalizacji nawet w najspokojniejszych członkach waszej rodziny. Gracze po kolei losują karty i mają 5 sekund, by wymienić trzy rzeczy, np. trzy smaki dżemu.
Co ważne, gra daje wszystkim równe szanse - pytania dla młodszych uczestników są umieszczone na żółtej stronie kart, a dla starszych - na stronie czerwonej. Presja czasu wymaga szybkiego myślenia, refleksu, a także prowokuje zabawne pomyłki, więc w czasie rozgrywki możecie liczyć na dużo śmiechu!
Każda z tych gier może ożywić nudny jesienny wieczór. Wspólna rozgrywka pozwala na ciekawe spędzenie czasu w gronie rodziny, wzbudza wiele pozytywnych emocji i daje możliwość dowiedzenia się czegoś więcej o sobie nawzajem. Dla najmłodszych jest także okazją do nauki. Warto wykorzystać chłodne i ciemne miesiące na grę w gry planszowe! Być może stanie się to Waszą rodzinną tradycją?
Polska motoryzacja powoli się odradza. Na razie bardzo nieśmiało, przede wszystkim na deskach kreślarskich i w garażach fascynatów. Można jednak odważnie powiedzieć, że duch w narodzie nie zginął.
Jakiś czas temu grupa zapaleńców rozpoczęła "wyścig na Syreny Sport". Trzy niezależne ekipy postanowiły wskrzesić "cesarzową szos". Tak pojawiły się repliki Syreny Sport - "najpiękniejszego samochodu zza żelaznej kurtyny".
Dwóch projektantów z Wrocławia także postanowiło oddać hołd polskiej motoryzacji. Michał i Paweł Koziołkowie chcą zbudować następcę FSO Warszawy.
Inicjatywą przewodnią projektu jest połączenie innowacyjności pojazdu na miarę XXI wiwku z retrodesignem charakterystycznym dla kultowego auta.
Prace są już na mocno zaawansowanym etapie. Jak zapowiada inicjator przedsięwzięcia za kilkanaście miesięcy powinien pojawić się prototyp.
Sama konstrukcja będzie bazować na BMW M5, przekazanej ekipie przez belgijskiego inwestora. Karoseria i wnętrze zostały zaprojektowane od nowa. W porównaniu do BMW M5 rozstaw osi będzie większy o 8 cm. Pod maską znajdzie się 5-litrowy silnik V10 o mocy 600 KM pochodzący z bawarskiego modelu.
Budowa pierwszego egzemplarza pochłonie około pół miliona złotych. Moce przerobowe obliczone są na trzy samochody rocznie – docelowo ma powstać 10 sztuk. Premierowy pokaz prototypowego auta zaplanowany jest na maj/czerwiec 2014 na zamku w Kliczkowie.
Do projektu dołączyły także Polskie firmy, które wspierają przedsięwzięcie reklamą, finansowo, w formie przekazanych części, a także służące pomocą przy wykonaniu poszczególnych elementów auta. Cały projekt udaje się realizować dzięki połączeniu sił ekipy New Warsaw i firmy About-S.
Dodatkowo przy projekcie współpracują: E-prototypy.pl, 3rStudio, Novol, Lexani, Tenzi, Galeria Indigo, Urban, We're4detailing, Mindfield project, Intermedio, Petrobaza, Invent, Aerograf Piotr Parczewski, Madpixel.pl
W niektórych opracowaniach jako twórcę pierwszych w Polsce motocykli wymienia się Henryka Choińskiego, znanego w Warszawie sportowca, gwiazdę toru na Dynasach. Trudno jednak uznać jego konstrukcje przeznaczone do ścigania się na betonowym owalu u podnóża wiślanej skarpy za wyroby przemysłowe, a jego samego - za producenta. Za datę początkową polskiej produkcji motocykli przyjmuje się więc początek roku 1929, gdy w Państwowej Wytwórni Samochodów przy ulicy Terespolskiej na warszawskiej Pradze powstała seria CWS-ów M 55, dość wiernie skopiowanych z Harleya-Davidsona i Indiana. Pośpiech i niekompetencja konstruktorów sprawiły, że maszyny były pełne wad i usterek. Pełnowartościowym motocyklem okazała się dopiero udoskonalona wersja z początku lat 30. nosząca nazwę CWS 111, a następnie Sokół. W Opalenicy przedsiębiorstwo noszące trochę na wyrost nazwę "Pierwsza Fabryka Motocykli w Polsce" wystartowało 1 stycznia roku 1929. Budowę próbnej serii motocykli rozpoczęto w dwa tygodnie później, prototyp z nazwą "Lech" na zbiorniku paliwa gotowy był do prób w lutym!
Tak szybkie tempo nazywano kiedyś amerykańskim i w przypadku opalenickim nie była to wcale metafora. Lecha zaprojektował inżynier Władysław Zaleski, który po odrodzeniu Polski w roku 1918 powrócił do kraju z USA. Legitymował się przeszło dwudziestoletnią praktyką w tamtejszych biurach konstrukcyjnych. Spiritus movens całego przedsięwzięcia był obywatel Opalenicy Wacław Sawicki, który wcześniej przez kilka lat prowadził w miasteczku garbarnię parową noszącą nazwę "Towarzystwo Akcyjne W. Sawicki i Spółka". Po zlikwidowanym w 1927 roku zakładzie pozostały trzy hale o łącznej powierzchni 840 metrów kwadratowych i w jednej z nich ulokowano warsztat, w którym powstały pierwsze Lechy. Dwie pozostałe hale miały być zagospodarowane po uruchomieniu produkcji seryjnej. Z zachowanych dokumentów wynika, że Pierwsza Fabryka Motocykli w Polsce dysponowała dwiema tokarniami, szlifierką, wiertarką, piłą poprzeczną, hartowniczym piecem gazowym, piecem i tyglami do wykonywania odlewów aluminiowych oraz warsztatem ślusarskim i małą kuźnią. Takich "fabryk" było jednak wtedy mnóstwo.
Rok 1929 - z czym kojarzy się nam ta data? Oczywiście z wybuchem wielkiego kryzysu, który rozpoczął się krachem na nowojorskiej giełdzie, a niebawem rozlał się na cały świat. Czas, gdy społeczeństwa gwałtownie ubożały, banki i przedsiębiorstwa bankrutowały, a bezrobocie rosło lawinowo był chyba najgorszym z możliwych do rozkręcania interesu. Sawicki zdawał sobie z tego sprawę i zabiegał o pozyskanie zamówień wojskowych. W grudniu 1929 roku wystąpił z pismem do MSWojsk. prosząc o określenie warunków, jakie musiałby spełniać motocykl by był uznany za przydatny dla armii. W Opalenicy pojawili się przedstawiciele Wojskowego Instytutu Badań Inżynierii w Warszawie. Pozytywnie ocenili intencje przedsiębiorcy, ale zwrócili uwagę na pewne niedostatki techniczne prototypów oraz na fakt, że motocykle budowano nie na podstawie szczegółowej dokumentacji lecz pobieżnych szkiców. To ostatnie może nasuwać wątpliwości co do kompetencji inżyniera Zaleskiego, ale przecież w podobnym stylu, kreśląc projekty na serwetkach i dokonując obliczeń w pamięci pracował genialny konstruktor, twórca m.in. samochodu CWS T-1, Tadeusz Tański.
Zaleski znał motoryzację amerykańską i trudno się dziwić, że Lech wyglądał na nieco zmniejszoną kopię Harleya-Davidsona. Miał silnik dwucylindrowy, widlasty, dolnozaworowy połączony ze skrzynią biegów o trzech przełożeniach w osobnej obudowie. Jego pojemność - 500 cm sześć., moc 5 KM. W pierwszej wersji zbiornik paliwa znajdował się pod górną belką ramy, później wprowadzono nowocześniejszy, obły zbiornik osadzony na ramie. W prototypie brakowało też hamulca przedniego koła. Oryginalnie prezentowało się trapezowe zawieszenie przedniego koła resorowanego za pomocą tzw. sprężyn płaskich. Motocykl osiągał prędkość ok. 75 kilometrów na godzinę.
Korespondencja z ministerstwem trwała przez cały rok 1930. Wojskowi chwalili jakość motocykli i stosowanie w nich dużej liczby surowców i podzespołów krajowych. Formułowali też dość mgliste, ale budzące nadzieję obietnice "szerszej współpracy". Na wystawach przemysłowych stoisko Lecha było oblegane, a firma zdobywała dyplomy uznania. Lech w wersji sportowej uczestniczył w wielu rajdach i wyścigach. Nie wygrywał, ale w rękach czołowych wielkopolskich motocyklistów wykazywał się solidnością i niezawodnością. Gdy zaczęło brakować pieniędzy, Sawicki próbował przekształcić firmę w spółkę akcyjną. Bez powodzenia. Pierwsza próba stworzenia polskiej prywatnej fabryki motocykli zakończyła się fiaskiem po wyprodukowaniu kilkunastu bądź kilkudziesięciu jednośladów. Do naszych czasów nie przetrwał żaden z nich.
źródło: strona klubu motorowego "Lech 1929 Opalenica"
1
« poprzednia 1 następna »